niedziela, 30 września 2012

Podsumowanie września

Przeglądałam dzisiaj swojego blogrolla i oczom nie wierzę: "podsumowanie września", "podsumowanie miesiąca" itd. Niestety, wrzesień nam się skończył nie wiadomo kiedy, ostatnie kilka dni było dla mnie jak jeden dzień.

We wrześniu zapoznałam się z następującymi książkami:
1. Stephen King - Komórka - 427 str.recenzja
2. Jack Ketchum - Dziewczyna z sąsiedztwa - 307 str.recenzja
3. George R.R. Martin - Gra o tron - 838 str.recenzja
4. Joseph Spillmann - Tajemnica spowiedzi - 301 str.recenzja
5. Lewis Wallace - Ben Hur - 673 str.recenzja
6. Wojciech Cejrowski - Gringo wśród dzikich plemion - 260 str.
7. Hanna Kowalewska - Letnia akademia uczuć - 464 str.recenzja
8. Agata Christie - 12 prac Herkulesa - 318 str.recenzja
9. Elin Hilderbrand - Srebrna dziewczyna - 460 str.recenzja
10. Szymon Hołownia i Marcin Prokop - Bóg, kasa i rock'n'roll - 334 str.recenzja

Łącznie w ciągu miesiąca przeczytałam 4382 strony, czyli 146 stron dziennie. Polepszyłam swój sierpniowy wynik :))

Ostatnio, co zresztą łatwo na blogu zauważyć cierpię na małą niemoc twórczą, recenzje są pozaczynane, ale nie mogę jakoś się zebrać, dokończyć i opublikować na blogu. Obiecuję że w październiku postaram się poprawić pod tym względem :).

Najgorszą książką była zdecydowanie (niestety) 12 prac Herkulesa Agaty Christie.
Pozytywnym zaskoczeniem były za to Ben Hur i Gra o tron, książki na które miałam chęć od dłuższego czasu i które warto było przeczytać.

Co będzie w październiku? Napewno troszkę blogowych zmian, postaram się zrobić porządki gdyż z racji zmiennej tematyki bloga zrobiło się małe zamieszanie. Ponadto będą opublikowane recenzje wrześniowych i październikowych książek, będzie trochę o nowych nabytkach w moim lakierowym pudełku, a także moje opinie na tematy kosmetyków.
Oczywiście w październiku będę też nadrabiała zaległości na Waszych blogach :D

środa, 26 września 2012

Do Rossmanna i Biedronki marsz! :)

Cześć :).

Dzisiejszy post jest pierwszym takiego typu na moim blogu, więc będzie krótko, zwięźle i na temat :).

Może wiecie, a może nie, że Rossmann jest moją ulubioną drogerią. Jedynym mankamentem jest pan ochroniarz, który zawsze za mną chodzi ;p. Nie jest to jednak na tyle uciążliwe żeby zrezygnować z zakupów Isany czy Alterry. Drogeria wydała nową gazetkę promocyjną, w której jest kilka ciekawych kosmetyków :D. Jeśli macie chęć to zapraszam do przeglądania.

GAZETKA

Ja napewno skuszę się na:
-Alterra, maska nawilżająca z granatem - 6,99 zł
-Isana żel pod prysznic - 3,59 zł
-Isana Professional odżywka do włosów biała - 6,99 zł (na jednym opakowaniu napewno się nie skończy, pisałam o niej tutaj

oraz z pewnością jeszcze kilka innych rzeczy, które wpadną mi w oko :P.

Promocja jest ważna od 28.09 do 25.10 lub do wyczerpania zapasów


Specjalną promocję kosmetykową przygotowała także po raz kolejny Biedronka :).

GAZETKA

Na co mam chętkę:
-Colgate Plax płyn do płukania jamy ustnej - 5,99 zł
-Eveline odżywka do rzęs - 8,99 zł
-Organizer na kosmetyki i akcesoria - 7,99 zł
-Lakier do paznokci - 4,99 zł (trzymajcie kciuki, żeby udało mi się dzielnie przejść obojętnie koło tej promocji :D)

Promocja jest ważna od 26.09 do 9.10 lub tak, jak podano na stronie gazetki

Skusiło Was coś z tych dwóch promocji? :)

wtorek, 25 września 2012

Hanna Kowalewska - Letnia akademia uczuć

Tytuł: Letnia akademia uczuć
Autor: Hanna Kowalewska
Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 464
Źródło okładki: http://www.wab.com.pl/?ECProduct=355




Do Hanny Kowalewskiej od dawna żywię ogromną sympatię i sentyment, gdyż należy do grona dobrych polskich autorów, a jej książki zawierają mnóstwo mądrych stwierdzeń i porad. Tematyką "Letniej akademii uczuć", jak już sam tytuł wskazuje jest są uczucia. Pierwsza, młodzieńcza miłość dopada bohaterów jak grom z jasnego nieba. Ma ona różne odmiany i to właśnie autorka stara się ukazać. Dodatkowo w powieści nie brak jest emocji: szczęścia, smutku, łez, bólu i złości. Świat bohaterów staje się przez to bardzo realny, wręcz możemy utożsamić się z nastolatkami, gdyż każdy z nas miał, ma, albo będzie miał "naście lat", a właśnie w takim wieku zaczyna się życie uczuciowe większości osób.

Akcja powieści toczy się podczas wyjazdu grupy nastolatków do Bułgarii. Na dworcu spotykają się przedstawiciele różnych środowisk szkoły średnich. Już w pociągu dwóch braci bliźniaków Albert i Fred genialnie przedstawiają bohaterów. Choćby tylko dla tej sceny warto przeczytać książkę, bo można zaśmiewać się do łez :). Bracia są ogromnym poczuciem humoru, ciętym dowcipem, nadzwyczajnie długimi kończynami i prawdziwą braterską miłością do siebie nawzajem.

1. Kłapouch Kłapousiński - idealny nauczyciel, który daje swoim uczniom dużo luzu na wspólnym wyjeździe.
2. Kaśka Kłapouchówna - nazywana przez bliźniaków Granatową Zakładką, którą chcą za wszelką cenę rozpracować. W dręczeniu Kaśki pomaga im duża różnica wzrostów między nimi .
3. Jagoda - nieśmiała dziewczyna, nieprzystosowująca się do żadnej z grup
4. Bożena - zwana inaczej Pączkiem, nadzwyczaj nieinteligentna i wiecznie bezradna
5. Mariola - zwana również Fleur, w przeszłości była związana z Marcinem
6. Wiesio - Misiek Koala, zamknięty w sobie i opryskliwy wobec towarzyszy podróży
7. Tymek - zazdrośnik, kocha swoją dziewczynę Zapałkę, ale nie potrafi tego okazywać, nie lubi sprzeciwów
8. Zuza - Zapałka, dziewczyna Tymka. Pięknie maluje, jest inteligentna, ciągle cierpi przez chłopaka
9. Baśka - siostra Tymka, nadzwyczaj kochliwa, jej celem jest uwiedzenie wszystkich wolnych chłopaków.
10. Krzysiek - Zezol, przyjaciel Tymka, jednocześnie jest z nim w relacjach podwładnego.
11. Darek - Ptyś. Jest postacią bardzo mało znaczącą dla ogółu powieści, wręcz zepchnięty jest na piąty plan.
12. Agnieszka - właścicielka długiego nosa, na punkcie którego ma wielkie kompleksy, lubi być dobrze poinformowana o sprawach innych.  
13. Bogdan - przyjaciel Małgorzaty, jednocześnie traktuje ją jak młodszą siostrę. Jest oczytany i bardzo inteligentny.
14. Marcin - nazywany również Fandango lub Casanovą, przystojniak łamiący kobiece serca, doskonale gra na gitarze.
15. Małgorzata - Margot, złotowłosa, uwielbia samotność i skały. Wspólny wyjazd dużo namieszał w jej życiu uczuciowym.
16. Emil - mól książkowy, nieufny wobec otoczenia, fascynuje go Małgorzata, która zdaje się pojmować świat podobnie jak on.
17. Anna - Polka, którą Bogdan i Małgorzata poznali w Bułgarii, od samego początku między nią a Bogdanem nawiązuje się sympatia.
18. Patryk - brat Anny, jest nieufny wobec poznanych licealistów, chce chronić siostrę przed złem, jakie może napotkać na swojej drodze.
19. Rafał - drugi z opiekunów na wycieczce, jest zafascynowany Zuzą, co prowadzi do częstych konfliktów z Tymkiem.

Jak widać, bohaterów jest całkiem sporo, więc scenka, w której bliźniacy przedstawiają uczestników wycieczki jest niemalże niezbędna do lepszego zrozumienia kolejnych sytuacji. W Bułgarii nastolatkowie mogą  poznać się od innej strony, rozpoczyna się konkurencja o względy ukochanych osób, pojawiają się zalążki bliższych uczuć.

Po książkę Hanny Kowalewskiej sięgnęłam po raz drugi i po raz drugi zapewniła mi dobrą rozrywkę i naukę o życiu. Autorka pokazuje nam, że zawsze można wybrać dobro albo zło, że w każdym człowieku, nawet najbardziej nieżyczliwym wobec innych jest cząstka miłości.

Nastolatką wciąż jestem, więc orientuję się jak wygląda opisywana w powieści grupa młodzieży. Mogę z przekonaniem stwierdzić, że nie jest ona przesadnie i sztucznie przedstawiona, postacie są realistyczne, łatwo można się z nimi zżyć. Moją największą sympatię zdobyli bliźniacy i Aga, gdyż cała trójka obdarzona jest ogromnym poczuciem humoru i dystansem do swoich niedoskonałości. Dodatkowo miejsce akcji sprawia, że odczuwamy ciepłe klimaty Bułgarii i grzejemy się razem z bohaterami na plaży. Autorka na szczęście bardziej skupiła się na dialogach niż nadmiernych opisach, które nie wniosłyby nic ciekawego do powieści.

"Letnia akademia uczuć" ma swoją kontynuację, po którą również mam zamiar niedługo sięgnąć. Powieść powyżej opisana jest typowo wakacyjną lekturą, ale przez jej uniwersalność może ją czytać każdy przez cały rok :)

Moja ocena: 8/10


sobota, 22 września 2012

Agata Christie - 12 prac Herkulesa


Tytuł: 12 prac Herkulesa
Autor: Agata Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 318


Herkules to postać znana nam z mitologii. Był on uwielbianym przez ludność wyznającą starożytną religię politeistyczną herosem. Kojarzy nam się głównie z wykonaniem dwunastu prac, które pozornie wydawałyby się niemożliwe. Imię Herkules nosi także przebiegły belgijski detektyw z kryminałów Agaty Christie. W tej powieści Poirot ma zamiar pożegnać się ze swoim zawodem i wybiera sobie zadanie: w ciągu 12 miesięcy rozwiąże 12 zagadek. Wśród zadań powierzonych detektywowi są: porwania, kradzież drogocennych dzieł sztuki, wykrycie szajki handlarzy narkotyków i wyłudzenia.
Niestety, 12 zagadek jest moim zdaniem zbyt prostych jak na takiego dobrego detektywa, cieszącego się sławą na całym świecie. Poirot został przedstawiony jako zdziecinniały i już mało potrzebny specjalista od śledztw. Rozwiewanie plotek i szukanie przyczyny porwania pieska rozhisteryzowanej pani to zajęcia dla amatora a nie dla wielkiego Herkulesa. Nawiązywanie do mitologicznych prac herosa były momentami bardzo naciągane. Śledztwo w przypadku opowiadań składało się tylko na przedstawienie Poirotowi zagadki i na jej rozwiązaniu, nie mogliśmy razem z detektywem próbować odgadnąć kto i co. Gdy czytamy powieść to na ponad 200 stronach dokładnie dostajemy wprowadzenie w sytuację rodzinną przyszłego zamordowanego, okoliczności zajścia, przesłuchania, a wreszcie rozwiązanie zagadki, które nas zadziwia i na naszej twarzy maluje się zdziwienie bo najmniej podejrzana osoba okazuje się mordercą.
Agata Christie drugi raz pod rząd mnie zawiodła. Bardzo zawiodła. Fakt, nie spodziewałam się wiele po tych opowiadaniach ale były zbyt banalne, Poirot nie musiał wysilać zbytnio słynnych szarych komórek żeby je rozwiązać.
Plus za to, że mimo ponad 300 stron czyta się szybko, autorka ma charakterystyczny, lekki styl pisania,  który nie męczy czytelnika.
Cóż, w myśl zasady "do trzech razy sztuka" zostaje mi sięgnąć po jeszcze jedną książkę tej autorki, tym razem z panną Marple w roli detektywa. Jeśli będzie dorównywała poziomem do tych najlepszych kryminałów to czytam Christie dalej. Jeśli nie, robię sobie dłuższą przerwę od powieści Agaty Christie.

Moja ocena: 3/10

piątek, 21 września 2012

Stosik wrześniowo - październikowy

Witam :)
Z opublikowaniem tego stosiku czekałam już od dłuższego czasu ze względu na przesyłkę, która do mnie już długo nie przychodzi więc książki które w niej nadejdą będą już bohaterami stosiku październikowego :)






Od góry:

Portal zaczytajsie.pl:
Elin Hilderbrand - Srebrna dziewczyna (myślę że będzie to dobra książka na małe odprężenie)

Wydawnictwo Promic:
Joseph Spillmann - Tajemnica spowiedzi (jest to powieść sprzed ponad 120 lat napisana przez duchownego o duchownym, wiele sobie po niej obiecuję :))
Lewis Wallace - Ben Hur (gdy tylko zobaczyłam, że jest to powieść religijna opowiadająca o wydarzeniach z początku naszej ery to musiałam ją mieć. Zwłaszcza przez porównanie z Quo vadis :))

Biblioteka:
Stephen King - Dallas'63 (książka Kinga na którą miałam ochotę od kiedy tylko została wydana, mam nadzieję, że spotkanie z tym autorem będzie udane :D)
Szymon Hołownia, Marcin Prokop - Bóg, kasa i rock'n'roll (wiele o niej słyszałam, obu panów lubię więc mam nadzieję na kilka miło spędzonych godzin przy lekturze)
Khaled Hosseini - Tysiąc wspaniałych słońc (Chłopiec z latawcem spodobał mi się, zobaczymy co będzie z inną książką tego autora)

Do stosiku nie załapały się 3 książki:
Agata Christie - 12 prac Herkulesa (pani Christie pisze lepsze kryminały niż opowiadania)
Wojciech Cejrowski - Gringo wśród dzikich plemion (pierwsze moje spotkanie z tym autorem, myślę że nie ostatnie)
Hanna Kowalewska - Letnia akademia uczuć (kiedyś czytałam, ale lubię do niej wracać :))

Czytaliście coś z tego stosiku? :). Coś szczególnie zapadło w Waszą pamięć lub któraś książka Was zniechęciła?

wtorek, 18 września 2012

Stephen King - Komórka

Tytuł: Komórka
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 427



"Jeżeli chcesz przeżyć - nie odbieraj telefonu..."

Czy jest ktoś, kto ani razu nie słyszał o takim autorze jak Stephen King? Dla przypomnienia powiem, że jest on jednym z najsłynniejszych twórców horrorów. Jest on również autorem wielu powieści, które zachwycają rzesze czytelników na całym świecie. Autor wyrobił sobie coś w rodzaju marki głoszącej, że to co napisał musi być naprawdę dobrą historią. Do tej pory miałam okazję czytać zaledwie dwie powieści Kinga: "Zieloną milę" i "Śmierć Jacka Hamiltona". Uznałam jednak, że warto byłoby zapoznać się również z innymi jego utworami, więc sięgnęłam po "Komórkę".

Akcja powieści rozpoczyna się pierwszego października. Właśnie tego dnia młody rysownik, Clay podpisuje dobry kontrakt i śpieszy się do domu z prezentami dla syna i żony, z którą jest w separacji. Mężczyzna zatrzymuje się przy budce z lodami i nagle zaczynają dziać się dziwne rzeczy: wszyscy ludzie, którzy w tym czasie rozmawiali przez telefon komórkowy wpadają w szał, atakują ludzi wokół, zmieniają się w bestie. Z nieba spadają samoloty, wybuchają stacje benzynowe, a na wszystkich tych, którzy nie dostali niszczącego sygnału pada strach. Clay wpada w popłoch, boi się o syna, który mógł również skorzystać ze swojej komórki. Clay, wraz z napotkanymi "normalnymi": Tomem, Alice, Jordanem, a następnie również Rayem, Danem i Denise rozpoczyna walkę z telefonicznymi szaleńcami. Dla rysownika będzie to walka bardzo osobista, gdyż chce przedrzeć się przez ludzi ogarniętych "Pulsem" i odnaleźć ukochanego syna. Okazuje się, że jest miejsce, gdzie grupka bohaterów mogłaby się ukryć: w centrum stanu Maine jest obszar, na którym telefony komórkowe nie działają. Tylko czy uda się tam dostać zanim istoty ogarnięte szałem przejdą ostateczną przemianę?

W powieści ukazany jest obraz czegoś na kształt końca świata: ludzie wpadający w szał, niszczący siebie i wszystkich wokół. Jedynie nieliczna grupa ma szansę zachować normalność żyjąc i przemieszczając się nocami, podczas "odpoczynku" szaleńców. Jest to również ciekawy sposób ukazania tego, jak ogromne spustoszenie zrobiłby taki atak na telefony komórkowe. W czasach, kiedy większość ludzi posiada komórki i używa ich bardzo często wysłanie "Pulsu" zniszczyłoby całkowicie cywilizację.

Autor potrafi zaciekawić czytelnika, jednak w moim przypadku nie odczuwałam jakiegokolwiek poziomu horroru i strachu, jakiego się spodziewałam. Akurat w tej kwestii Stephen King niestety mnie nieco zawiódł. Pisarze nie dał mi wczuć się w klimat, nie boję się po przeczytaniu tej lektury odebrać telefonu, nie skłoniła mnie ona do refleksji co by było gdyby nagle została zerwana łączność, komunikacja, a na ulicach rozpętał się chaos.

Co mi się podobało? Wykreowanie bohaterów. Mimo różnic wiekowych, odmiennych charakterów potrafią stworzyć grupę, w której "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" jest podstawą działania. Z dnia na dzień są ze sobą coraz bardziej zżyci, rozumieją się coraz lepiej. Na uwagę zasługuje młodsze pokolenie czyli Alice i Jordan. Mimo, że są bardzo młodzi cechują się odwagą, dużą inteligencją i nadzwyczajnym opanowaniem. Co prawda zdarzały im się chwile załamania i zwątpienia, ale która piętnastolatka czy dwunastolatek w obliczu takiego wydarzenia zachowywaliby cały czas zimną krew?

Wątek katastroficzny jest dosyć często wykorzystywanym motywem w literaturze, ale do tej pory nie spotkałam się z koncepcją podobną do tej, którą wymyślił Stephen King. Pomysł dobry, ale w całokształcie zabrakło grozy i napięcia, przez co książka staje się tak naprawdę średnią pozycją. Jaki z tego wniosek? Nie zawsze to, co jest twórczością znanego i cenionego autora musi być wychwalane, gdyż nawet mistrzom swojego gatunku zdarzają się gorsze powieści. Na szczęście King stworzył ciekawe postacie, dzięki czemu książka w jakiś sposób została "uratowana". Napewno będę jeszcze sięgała po inne horrory Stephena Kinga, gdyż wierzę, że w jego dorobku pisarskim są naprawdę świetne pozycje.

Moja ocena: 5/10

niedziela, 16 września 2012

Jack Ketchum - Dziewczyna z sąsiedztwa

Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa
Autor: Jack Ketchum
Wydawnictwo: Papierowy księżyc
Liczba stron: 307
Źródło okładki: http://merlin.pl/Dziewczyna-z-sasiedztwa_Jack-Ketchum/browse/product/1,704746.html#fullinfo


Jack Ketchum należy do autorów, których nazywa się klasykami swojego gatunku. Pisarz specjalizuje się w mocnych, kontrowersyjnych horrorach przedstawiających najbardziej mroczne zakamarki ludzkich umysłów. Z tego powodu chciałam zapoznać się z powieścią jego autorstwa, więc mój wybór padł na chyba najsłynniejszy horror Ketchuma, czyli "Dziewczynę z sąsiedztwa". 

Akcja rozgrywa się w cichej, spokojnej okolicy z lat 50 XX. wieku. U Ruth Chandler, wychowującej samotnie trzech synów zamieszkują dwie siostry - sieroty: Meg i młodsza od niej, niepełnosprawna Susan. Okazuje się, że śmierć rodziców to dopiero przedsmak cierpienia, na jakie będą one skazane. Synowie Ruth: Willie, Donny, Woofer od samego początku odnoszą się nieprzyjaźnie zwłaszcza do starszej z sióstr. Meg stara się sprzeciwić obelgom, co wywołuje wściekłość u pani Chandler. Postanawia zamknąć nastolatkę w piwnicy i namawia synów, a także ich przyjaciół do psychicznego i fizycznego znęcania się nad Meg. Wymyślają oni najokrutniejsze tortury, w ich umysłach czai się coraz większe zło i okrucieństwo. Głodzenie, bicie, przypalanie żelazkiem, rozciąganie ciała to tylko niektóre z rzeczy, na które cała grupka z niecierpliwością czekała. Chłopcy w wieku nieprzekraczającym kilkunastu lat stali się oprawcami; co więcej podobało im się wymierzanie dotkliwej kary tylko za to, że Meg była dziewczyną lub za to, że miała odmienne zdanie niż Ruth. W tym momencie należy się zastanowić nad tym, co gnieździło się w umyśle Ruth Chandler, co sprawiło, że był w niej taki sadyzm? Z drugiej strony: czemu nikt się nie sprzeciwił torturowaniu, czemu nie odmówił udziału w zbiorowym szaleństwie? Czy była to zwyczajna znieczulica, czy w tych dzieciach od najmłodszych lat siedziało zło?

Jedynym bohaterem, który miał w sobie jakieś wyrzuty sumienia był David. Targały nim sprzeczne emocje: raz był zafascynowany torturami, a czasami nie mógł na nie patrzeć i czuł się winny złu. Pytanie tylko, dlaczego nie zdecydował sprzeciwić się od razu, szukać pomocy dla Meg wszędzie gdzie się da? Z pewnością udałoby się zapobiec takiemu długiemu dręczeniu dziewczyny.

Książka Ketchuma jest wręcz przesycona złem i okrucieństwem. Zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to lekkie czytadło, ale nie spodziewałam się takiej kumulacji tego, co w człowieku najgorsze; brutalności w wykonaniu młodych ludzi, którzy mimo wieku potrafią już oddzielić zło od dobra i wybrali zło w najgorszej postaci.

Czytając krótki tekst autora zamieszczony na końcu powieści, w którym opisuje on pracę nad książką dowiedziałam się, że ta historia wydarzyła się naprawdę, nie była jedynie chorą, wymyśloną bajeczką. Jest to dla mnie niemal nie do uwierzenia, że mogło tak się wydarzyć, zwłaszcza dlatego, że w książce jest mnóstwo grozy, kontrowersji, bólu, cierpienia, niesprawiedliwości. "Dziewczyna z sąsiedztwa" szokuje i przeraża, zmusza nas do tego, żeby zastanowić się nad złem czającym się w człowieku, wpływem otoczenia na decyzje młodych ludzi i wreszcie nad tym, do czego zdolny jest człowiek. Powieść Ketchuma jest zdecydowanie najmocniejszą pozycją, z jaką miałam kiedykolwiek możliwość czytać.

Moja ocena: 10/10

sobota, 15 września 2012

George R. R. Martin - Gra o tron


Tytuł: Gra o tron
Autor: George R.R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S - ka
Liczba stron: 838




"W grze o tron zwycięża się albo umiera"

George R.R. Martin i jego "Gra o tron" biją rekordy popularności w czytelniczym świecie. Nie bez znaczenia jest fakt, że na podstawie książki jest emitowany serial o tym samym tytule nadawany przez HBO.
Prawdę mówiąc, nigdy nie zdarzyło mi się czytać powieści zbliżonej do "Gry o tron", więc ciężko mi jest porównać ją z innymi pozycjami tego typu. Myślę jednak, że jest to opowieść na wysokim poziomie i zasługuje na zapamiętanie przez rzesze czytelników.

Powieść jest wielowątkowa, przez co do około 150 strony mniej uważni czytelnicy (do których czasami się zaliczam) mogą mieć problem ze zrozumieniem kto jest kim, po czyjej stoi stronie i czy jest bohaterem pozytywnym czy negatywnym. Recenzja ze względu na mnóstwo wątków i szybkość wydarzeń jest trudna, nie chcę Wam odbierać przyjemności z czytania, więc skupię się bardziej na bohaterach niż wydarzeniach.

Postacie skupione są wokół dwóch rodów: Lannisterów i Starków. Dodatkowo obecny jest wątek Daenerys i Drogo, którzy bezpośrednio nie stykają się z żadnym przedstawicielem wymienionych rodzin.
Autor wkłada w usta bohaterów wiele mądrych słów, które możemy odnieść nie tylko do postaci występujących w "Grze o tron", lecz także do nas samych. Mi najbardziej zapadła w pamięć wypowiedź Tyriona "Krasnala" Lannistera:

"Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni. Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem. Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie.”

Tyrion jest również jednym z moich ulubionych przedstawicieli płci męskiej w tej powieści. Jeśli istnieje potrzeba to jednoczy się z rodziną i bez żadnych problemów może porozumieć się z ojcem. Z drugiej strony zachowuje się fair play wobec wrogów. Poza dobrym charakterem jest obdarzony ciętym językiem, ciągle padają z jego ust trafne riposty. Za to jego siostra Cersei, żona króla Roberta jest dla mnie jedną z najmniej sympatycznych osób w "Grze o tron". Jest obłudna, zapatrzona tylko w siebie. Cały czas oszukuje męża i nie kocha go. Dodatkowo jest gotowa na wszystko, aby ochronić swoje interesy. Jej syn Joffrey bardzo wdał się w matkę, jest okrutny nawet wobec osób, które są blisko związane z nim i z jego ukochaną. Widać na nim wpływy Cersei, jest wierną jej kopią.

Głową rodu Lannisterów jest Ned Stark, ojciec 6 dzieci, w tym nieślubnego Jona. Bardzo podobała mi się jego postawa, wierny, lojalny człowiek króla, dobry i kochający ojciec. Warto zaznaczyć, że w opisywanej historii bękarty były częstym zjawiskiem, a Stark nie wyparł się dziecka tylko wziął go do siebie na wychowanie. Jon, mimo że jest nieślubnym dzieckiem stara się być kimś godnym Starków. Decyduje się na wstąpienie do Nocnej Straży i bronienie Muru. W chwili, gdy rodzina jest w niebezpieczeństwie kosztem utraty honoru decyduje się na pomoc przyrodniemu rodzeństwu. Arya, młodsza z córek Catelyn i Neda jest postacią trochę nietypową jak na dziewczynkę. Jej towarzyszami zabaw są głównie chłopcy, razem walczą, łapią koty i przygotowują się do dorosłego życia. Tak naprawdę mimo młodego wieku Arya jest gotowa na wiele dla dobra swojej rodziny. Jest to bohaterka, której postawa zasługuje na uznanie. Bohaterowie wzbudzali mnóstwo mojej sympatii, z częścią z nich aż szkoda było mi się rozstawać.

Muszę zwrócić szczególną uwagę na okładkę, bardzo mi pasuje do całej historii, zwłaszcza, że tron z mieczy występuje w powieści.
Martin zastosował podział rozdziałów oznaczonych imieniem poszczególnych bohaterów. Czytając nazwę rozdziału od razu wiemy, komu będzie on w szczególności poświęcony. Troszkę jest to jednak niewygodne, zwłaszcza przy takiej dużej liczbie stron. Wolałabym, gdyby był jednak klasyczny spis treści na końcu książki.

Za co polubiłam autora? George R.R. Martin nie boi się wprowadzać bohaterów w trudne sytuacje, uśmierca nawet tych kluczowych. Mało który pisarz decyduje się na takie rozwiązanie, zwłaszcza że saga liczy obecnie kilka tomów. Z drugiej strony w "Grze o tron" jest tylu bohaterów, że może sobie uśmiercać raz na jakiś czas i jeszcze sporo ich zostanie :).

Język stosowany przez bohaterów i narrację jest prosty, łatwy do zrozumienia dla przeciętnego czytelnika. Dodatkowo warto wspomnieć, że mimo ponad 800 stron książkę czyta się bardzo dobrze i szybko, wiele wątków i postępująca akcja wprowadzają dynamikę, dzięki której czytanie nam się nie nudzi i chcemy jak najszybciej poznawać dalsze losy bohaterów. Dzięki otwartemu zakończeniu wręcz czuję się w obowiązku rozejrzeć za drugą częścią, czyli "Starciem królów" :).

Moja ocena: 9/10

wtorek, 11 września 2012

Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza - recenzja gościnna

Cześć :).
Dzisiaj chcę Wam zaprezentować kolejny post z serii "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Jest to recenzja gościnna Cytryny z bloga http://malinaicytryna.blogspot.com/. Bardzo często odwiedzam tego bloga, gdyż autorki piszą ciekawie, krótko i na temat o kosmetykach. Ponadto prezentują specyfiki, które można dostać w stacjonarnych drogeriach nawet w małych miastach. Malina i Cytryna zgłosiły chęć udziału w mojej akcji, więc zamieszczam dzisiaj recenzję Cytryny, zapraszam do przeczytania :).


"Ania z Zielonego Wzgórza" to powieść, którą po raz pierwszy przeczytałam w dzieciństwie i od razu mnie zachwyciła. Opowiada o losach Ani Shirley - 11 - letniej sieroty. Wskutek pomyłki zostaje ona adoptowana przez dwójkę rodzeństwa - Marylę i Mateusza. Cuthbertowie, a zwłaszcza Maryla nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż chcieli wziąć pod opiekę chłopca. Rodzeństwo postanawia jednak nie odsyłać Ani i od tego momentu zaczynają się jej perypetie. Dziewczynka jest jednak bardzo ambitna, stara się uczyć jak najlepiej, rywalizuje z Gilbertem o pierwsze miejsce w klasie. Zaprzyjaźnia się z Dianą Barry, razem przeżywają radości i smutki, tworzą świat do zabaw. Ania bardzo łatwo zyskuje też sympatię starszych osób, np. Małgorzaty Linde - głównej plotkary Avonlea, z którą początkowo parę razy porządnie się pokłóciła, a także ciotki Diany, której w środku nocy wskoczyła do łóżka.
Ania Shirley jest jedną z moich ulubionych bohaterek książkowych. Jest przesympatyczną dziewczynką, ma wrażliwą duszę, skłonność do wpadania w tarapaty, z których jakoś wychodzi obronną ręką. Gdy czytałam tę książkę jako dziesięcio- lub jedenastolatka to bardzo chciałam mieć taką dozgonną przyjaciółkę jak Ania. Jej przygody z farbowaniem włosów na zielono i upieczenie ciasta z kroplami walerianowymi rozbawiały mnie do łez. Łzy gościły na mojej twarzy również podczas smutnych dla Ani momentów, takich jak śmierć ukochanego Mateusza. Tak było kiedyś. Jak jest dzisiaj, kiedy jestem ponad 2 razy starsza od tytułowej Ani? Nadal lubię tę bohaterkę, kojarzy mi się z miłym czasem dzieciństwa. Czytałam też inne książki z tej serii (polecam również "Anię na uniwersytecie"), jednak największy sentyment mam do "Ani z Zielonego Wzgórza".

Pozdrawiam
cytryna z bloga malinaicytryna.blogspot.com

poniedziałek, 10 września 2012

Graham Masterton - Trauma

Tytuł: Trauma
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 262
Źródło okładki: http://www.empik.com/trauma-masterton-graham,p1050322438,ksiazka-p


Powieści Grahama Mastertona czytuję od dłuższego czasu. Jego książki biorę w ciemno i za każdym razem okazują się dobrym wyborem, prezentują się na bardzo wysokim poziomie. Zawsze gwarantuje mi on dreszczyk emocji, mocne przeżycia i zachęca do zapoznania z kolejną pozycją z jego dorobku. Tym razem mój wybór padł na "Traumę". Do powieści dołączone są dwa opowiadania: "Bazgroły" i "Szamański kompas".

Zacznijmy od najdłuższej części tej publikacji czyli "Traumy". Główną bohaterką jest Bonnie Winter, kobieta, która specjalizuje się w sprzątaniu miejsc zbrodni. Jest jedną z najlepszych w tym zawodzie w mieście, więc to właśnie jej trafiają się najgorsze sprawy. W jej życiu jest dwóch mężczyzn - 17 - letni syn Ray i bezrobotny mąż Duke. Bonnie musi pracować na dwóch zmianach na ich utrzymanie, dodatkowo mąż jest wiecznie z niej niezadowolony i sugeruje, że żona chce go zabić. Mężczyzna ma problemy ze znalezieniem pracy, gdyż poprzednią stracił przez Meksykanina. Fala imigrantów sprawia, że nie może on znaleźć stałego zajęcia. Powoduje ciągłe kłótnie z żoną, buntuje przeciwko niej syna, co nie wpływa dobrze na stan psychiczny kobiety, która na codzień musi zdrapywać ze ściany odpryski mózgu, krew, kawałki tkanki i zbierać z podłogi zęby i poodcinane palce. Bohaterka wykonuje całą czarną robotę pozostającą po odjechaniu policji z miejsca zdarzenia. Nieoczekiwanie na jednym z miejsc zbrodni Bonnie Winter znajduje larwy owadów, które występują wyłącznie w Meksyku. W kolejnym domu larwy znowu się pojawiają i Bonnie zaczyna poszukiwać ich przyczyny. Okazuje się, że mają one związek ze starą meksykańską legendą. Głosi ona, że ukryta w larwie bogini doprowadza ludzi do szaleństwa, sprawia, że atakują swoją rodzinę mimo głębokiego przywiązania i miłości. Nieoczekiwanie Duke i Ryan znikają bez śladu. Bonnie nareszcie może być wolna i związać się ze swoim szefem z firmy kosmetycznej. Niestety, życie bohaterki bardzo się komplikuje...

"Bazgroły" są z kolei opowieścią o pewnym młodym mężczyźnie, Peterze, który trafia na napisy na ścianach, wydrapane na szkle i murach. Są one skierowane bezpośrednio do niego i dotyczą myśli kłębiących się w jego głowie i nieufności dotyczących ukochanej. Peter jest zdania, że Gemma go zdradza, chce ją w jakiś sposób zdemaskować. Mężczyzna wpada w paranoję, nie wie co ma robić, ciągle prześladują go tajemnicze napisy. W końcu decyduje się działać...

"Szamański kompas" to historia Paula. Poznajemy go w momencie, kiedy jest przegrany, stracił pieniądze, które zdobył dzięki dobrze prosperującej firmie w Gabonie. W rodzinnym mieście trafia na targ, na którym stara sprzedawczyni oferuje mu kupno kompasu, który będzie mu wskazywał drogę do tego, czego pragnie. Niestety, bardzo szybko okazuje się, że ceną jego szczęścia będzie nieszczęście kogoś innego..

Masterton i tym razem mnie nie zawiódł, trzyma naprawdę dobry styl. We wstępie do książki przyznaje, że praca nad "Traumą" wymagała przestudiowania wielu publikacji dotyczących usuwania plam, krwi i środków do tego służących. To bardzo dobrze świadczy o autorze jeśli poświęca czas na dopracowanie swojej powieści, wie o czym pisze i nie robi w tym błędów. Także opowiadania, mimo, że spotkałam się po raz pierwszy z taką formą twórczości Grahama Mastertona zrobiły na mnie duże wrażenie, gdyż ich tematyką jest działanie losu na życie człowieka. Bohaterowie z góry są skazani na to, co ich dalej spotka. Mają jednak wybór, mogą zdecydować czy czynić zło czy dobro.

Okładka książki jest bardzo wymowna, przedstawia owady i krople krwi, więc z góry możemy się spodziewać, że tych dwóch elementów w niej nie zabraknie. Podsumowując, "Trauma" jest bardzo dobrą pozycją, ale nie jest to zdecydowanie lektura wakacyjna, która ma działać rozluźniająco. Powieść skłania nas raczej do zastanowienia nad tym, co w naszym codziennym życiu jest przerażającego, co wprowadza w nas tajemniczość i zagadkę.

Moja ocena: 8/10

Powieść przeczytałam i zrecenzowałam dzięki 
Fakt ten nie wpływa na moją obiektywność i ocenę

sobota, 8 września 2012

Małgorzata Musierowicz - Kłamczucha

Tytuł: Kłamczucha
Autor: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Liczba stron: 220
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/8783/klamczucha

Dzisiaj kolejna recenzja z serii "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Początkowo miała to być akcja polegająca na wybiórczym sięganiu po książki czytane kilka lat temu, lecz gdy sięgnęłam po pierwszą część "Jeżycjady" stwierdziłam, że muszę przeczytać wszystkie części :)

"Kłamczucha" to druga książka z serii "Jeżycjada" należącej do jednej z najczęściej czytanych przez nastolatki. Mimo, iż akcja powieści to czasy PRL, to humor bohaterów jest ponadczasowy. W poprzedniej części o tytule "Szósta klepka" poznaliśmy rodzinę Żaków, Cesię, Danusię, Hajduka i Pawełka.
W tej części to Paweł odgrywa główną rolę męską, wszystko przez jedno spotkanie z Anielą Kowalik i zapewnienia o szczerym oddaniu. Chłopak wyjeżdża do domu, a Aniela robi wszystko, żeby zacząć naukę w szkole średniej w jego mieście. Młoda dziewczyna jest wychowywana tylko przez ojca, który nie umie jednak znaleźć wspólnego języka z córką, przez co posuwa się ona do wielu kłamstw. Tak naprawdę szkoła poligraficzna w Poznaniu nie jest szczytem marzeń Anieli, ale jest to szkoła, która znajduje się najbliżej ukochanego Pawełka. Bohaterka uzbrojona w parę kaloszy udaje się do Mamertów: Mamerta, Tosi i dwóch przesympatycznych Mamerciątek i opowiada im o "trudnej sytuacji": musi opiekować się dzieckiem swojego ojca i jego młodej żony, jej życie to same niepowodzenia. Mamertowie, jako ludzie o złotych sercach postanawiają ją przygarnąć. Dzięki kolejnemu kłamstwu Kowalikówna dostaje pokój u pewnej starszej pani, sąsiadki Tosi. Pewnego dnia Tomcio i Romcia postanawiają zrobić biznes życia i otwierają małą wypożyczalnię zabawek w piaskownicy. Okazuje się, że jedną z niedoszłych klientek jest córka szefowej Tosi. Dla kobiety oznacza to problemy w pracy, więc Aniela postanawia interweniować. Pod przebraniem Frani - "służącej" Mamertów udaje się do szefowej. Nieoczekiwanie spotyka tam swojego ukochanego, a jego matka proponuje jej pracę. Od tej pory Aniela/Frania musi rozpocząć podwójną grę..
Muszę przyznać, że nie zapałałam do głównej bohaterki zbytnią sympatią. Aniela bardzo często mijała się z prawdą, okłamywała ludzi bardzo jej życzliwych. Rodzina Mamerta składała się z przesympatycznych, wrażliwych i dobrych ludzi. Tomcio i Romcia to bardzo pomysłowe istotki, z wielkim talentem do pakowania się w tarapaty. Są przy tym rozbrajająco szczere, potrafią przyznać się do winy, są też bardzo sobie oddane. Dodatkowo są autorami ponadczasowych tekstów, np. "jedna babcia drugiej babci napluła do kapci" :).
Powieść jest napisana w bardzo podobnym stylu jak "Szósta klepka". Dobre, spokojne małżeństwo, młoda, zagubiona dziewczyna i kilkuletnie, ale bardzo inteligentne dzieciaki, młodzieńcza miłość w tle. Ogólnie kilka z książek należących do Jeżycjady ma podobny schemat, ale i tak cała seria ma w sobie to "coś", co zachęca do przeczytania kolejnej książki, mimo jakiś drobnych wpadek.
W powieściach Musierowicz występują tematy typowo młodzieżowe, ale myślę, że może po nie sięgnąć także ktoś dorosły. Bijące z kart powieści ciepło i optymizm sprawiają, że można je czytać po kilka razy i nigdy się nam nie znudzą.
Bardzo miło było sobie tę książkę przypomnieć, ale niestety jest gorsza od pierwszej części. Moja niechęć do bohaterki chyba przeważyła sprawę, ale mimo to było kilka scen, które mnie szczerze rozbawiły. Odebrałam ją trochę inaczej niż kilka lat temu, ale nie zniechęci mnie to do sięgnięcia po kolejną część :)

Moja ocena: 5/10

piątek, 7 września 2012

Edward Lee - Ludzie z bagien

Tytuł: Ludzie z bagien
Autor: Edward Lee
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 400
Źródło okładki: http://www.empik.com/ludzie-z-bagien-lee-edward,p1050620242,ksiazka-p




"Ludzie z bagien" to powieść, która zostawia po sobie mocne wrażenie. Moją opinię o niej zacznę bardzo nietypowo, bo od okładki. Jest ona okropna i odrażająca. Przedstawia stwora, który wydaje się atakować. Jest on tak ustawiony, że wydaje nam się, że to my jesteśmy celem jego ataku. Ogólnie gdy czytałam przy ludziach (np. w pociągu lub w kolejce do lekarza) to starałam się odwracać okładkę tak, aby nikt nie zobaczył tego, co ona przedstawia :). Z drugiej strony okładka odzwierciedla to, co możemy przeczytać na kartach książki. Jest to mała zapowiedź tego, co możemy się spodziewać po lekturze. Dodatkowo zawiera słowa Jacka Ketchuma: "Pisarstwo Edwarda Lee jest jak piła mechaniczna na pełnych obrotach. Jeśli podejdziesz zbyt blisko, urżnie ci nogi". Z Ketchumem ostatnio miałam okazję się zapoznać dzięki "Dziewczynie z sąsiedztwa" i wiem, że jeśli on twierdzi, że coś jest mocne to takie z pewnością będzie.

Policjant z kilkuletnim stażem, zajmujący się sprawami narkotykowymi, Phil Straker zostaje wrobiony w zabójstwo małego chłopca. Zostaje oskarżony również o używanie na służbie niedozwolonej broni, co w połączeniu z zabójstwem skutkuje wydaleniem z policji. Phil zaczyna pracę ochroniarza. Podczas jednej ze służb odwiedza go jego szef z czasów początku kariery - Mullins. Mężczyzna proponuje mu powrót do rodzinnego miasteczka - Crick City, w którym miałby szansę wrócić do zawodu policjanta. Do jego obowiązków ma należeć zlikwidowanie handlarzy narkotyków. Od pierwszego dnia pracy Phil podpada dyspozytorce, lecz z czasem między nim a Susan nawiązuje się nić porozumienia i sympatii. Sprawa komplikuje się, gdy okazuje się, że za handel narkotykami odpowiada Cody Natter - Bagnowy. Jest on przedstawicielem społeczności, która zamieszkuje Crick City. Należą do niej ludzie, którzy zostali zrodzeni ze związków kazirodczych i skumulowały się w nich negatywne cechy. Ludzie z Bagien odznaczają się zwiększoną lub zmniejszoną liczbą palców, kończyn, narządów, zdeformowaną głową, zaburzeniami w mowie. Natter wykorzystuje Bagnowe do prostytuowania i zwabiania drobnych handlarzy do Chaty. Jego ofiarą pada także Vicky - była dziewczyna Strakera. Bohater zaczyna grę na dwa fronty. Musi wybadać środowisko, w którym obraca się Natter, zdemaskować wmieszanych w narkotykowy biznes i zachować przy tym anonimowość. Dodatkowo okazuje się, że ktoś urządza w mieście rzeź, zabija osoby, które są związane z narkotykami, pozostawia ich ciała zmasakrowane, aby były ostrzeżeniem dla innych. Stawka gry staje się bardzo wysoka..

Język książki jest bardzo specyficzny. Część bohaterów to typowi ludzie ze wsi, więc ich mowa jest bardzo potoczna, często używają nieco dziwnych wyrażeń, niezgodnych zupełnie z gramatyką. Drugą sprawą jest ogrom wulgaryzmów przewijających się w powieści. Praktycznie na każdej stronie występują niecenzuralne słowa, niektóre postacie wręcz nie mogą się bez nich obyć.

Co do Edwarda Lee, to muszę przyznać, że ma ogromną wyobraźnię. Wykreowanie tytułowych "Ludzi z bagien" jest naprawdę ciekawe, autor szczegółowo opisuje ich defekty. Główny bohater często wraca we wspomnieniach do swojego dzieciństwa, przypomina sobie chwile, w których po raz pierwszy spotkał Bagnowych. Phil czasami mnie denerwował, jego styl bycia był nieco naciągany, ale zakończenie sprawiło, że moja cała sympatia do niego wróciła. Mówiąc o zakończeniu, muszę stwierdzić, że nie spodobało mi się one, może autor chciał zostawić sobie furtkę do napisania w przyszłości kontynuacji. Faktem jest, że Edward Lee po prostu za bardzo je zamotał i czytelnikowi trudno jest odnaleźć się w takim zwrocie akcji.

Podsumowując, moje pierwsze spotkanie z twórczością tego autora uważam za udane. Dreszczyk grozy momentami był bardzo mocny, czasami akcja układała się tak, że mieliśmy chwilę oddechu przed kolejnymi przerażającymi wydarzeniami. Edward Lee trzymał mnie w napięciu do ostatniej strony i jestem przekonana o tym, że sięgnę po jego kolejne książki.

Moja ocena: 9/10

Powieść przeczytałam i zrecenzowałam dzięki




Fakt ten nie wpływa na moją obiektywność i ocenę

środa, 5 września 2012

O. Jakub Waszkowiak, O. Leonard Bielecki - Bez sloganu


Tytuł: Bez sloganu
Autor: O. Jakub Waszkowiak, O. Leonard Bielecki
Wydawnictwo: Esprit
Liczba stron: 119


 Pewnie nie jest dla Was niespodzianką, że interesuje mnie tematyka religijna. Na blogu opisywałam już kilka pozycji z tej dziedziny i za każdym razem były to publikacje wnoszące coś nowego do mojego światopoglądu, a przy okazji zmuszające mnie do rozważań i dużego skupienia.

W sieci od pewnego czasu popularne są krótkie filmiki nagrywane przez dwóch franciszkanów: ojca Jakuba Waszkowiaka (zastąpił go ojciec Franciszek Chodkowski) i ojca Leonarda Bieleckiego. Bez sloganu jest zapisem krótkich katechez przygotowanych przez ojca Jakuba i ojca Leonarda.
Ich głównym zamierzeniem było przekazanie ludziom młodym prawdy o Bogu, przykazaniach i sprowadzenie na lepszą drogę. Do czasu sięgnięcia po wersję papierową kilkunastu katechez nie wiedziałam nic o tym projekcie, ale uważam, że jest to wspaniały pomysł na trafienie do potencjalnych odbiorców. Najwięcej pytań i wątpliwości mają właśnie osoby dopiero wchodzące w dorosłość, często są zagubione i szukają odpowiedzi na pytania dotyczące wiary. Prosty, otwarty, młodzieżowy przekaz sprawia, że każdy może go zrozumieć i w jakiś sposób odnieść do samego siebie.

22 katechezy - tyle sobie liczy książka stworzona przez ojca Jakuba i ojca Leonarda. Są one krótkie, zawierają zaledwie kilka stron, ale w środku nie ma marnowania miejsca, każde zdanie jest przemyślane i potrzebne do zrozumienia całości. Możemy przeczytać o modlitwie, powołaniu, sakramentach i grzechach. Zakonnicy nie pomijają także tematów trudnych, problemów często postrzeganych jako nieistniejących. Należą do nich odejścia od kapłaństwa, homoseksualizm i czystość przedmałżeńska.
Książka napisana jest w formie dialogu, obaj zakonnicy mówią krótko i na temat, zawierają w swoich wypowiedziach humor, ale nie brak też wspomnienia o rzeczach naprawdę poważnych. Zazwyczaj odpowiadają na listy i pytania zadane przez widzów programu i widać, że podchodzą do tematu bardzo serio. Nie wysilają się na wielkie słowa, starają się przedstawić wszystko jak najbardziej przystępnie.
Cała publikacja to 119 stron, więc jest to lektura na dosłownie godzinkę. Jest to dobrze spożytkowany czas, podczas którego trochę się bawimy, trochę dowiadujemy o wierze i co najważniejsze: ani przez chwilę się nie nudzimy ;).

Serdecznie zachęcam każdego, aby sięgnął po katechezy franciszkanów i odnalazł odpowiedzi na nurtujące pytania. Ze swojej strony mogę zapewnić, że jest to pozycja, do której będę często wracać. Oprócz tego muszę obejrzeć filmiki z innymi katechezami, niż te zawarte w "Bez sloganu".

Aktualnie na stronie internetowej wydawnictwa jest promocja i cena tej pozycji to 9,90 zł, więc warto się skusić :). 

Moja ocena: 10/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją obiektywność i ocenę

wtorek, 4 września 2012

Małgorzata Kochanowicz - Latarnie umarłych + informacja

Tytuł: Latarnie umarłych
Autor: Małgorzata Kochanowicz
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Liczba stron: 253
Źródło okładki: http://www.wfw.com.pl/ksiegarnia/product/id:2154/Latarnie_umar%C5%82ych



"Dobra, którego chcę, nie czynię,
a czynię zło, którego nie chcę"
(św. Paweł)

Małgorzata Kochanowicz to kolejna polska autorka, która udowadnia, że rodzima literatura nie jest wcale gorsza od tej zagranicznej. Nie jest niestety osobą znaną w świecie autorów, o ile się nie mylę to w jej dotychczasowym dorobku znajdują się tylko dwie powieści.
Małgorzata Kochanowicz umieściła akcję książki w jednym z piękniejszych polskich miast - Krakowie z przełomu XIX i XX wieku. Malownicze i szczegółowe przedstawienie krakowskich uliczek i zaułków sprawia, że możemy łatwo je odnaleźć we współczesnym mieście. Jak wspomniałam, akcja to rok około 1900, więc nie brakuje nawiązań do zaborów i życia w tamtym czasie.

Do Krakowa przybywa nieco tajemniczy mężczyzna - Witold Korczyński. Bardzo szybko wplątuje się w nieprzyjemny incydent, broni honoru i czci Emilii Hornowskiej. Od tej pory losy dwójki młodych ludzi zaczynają się przeplatać i dochodzi do częstych spotkań. Korczyński skrywa jednak pewien sekret: otrzymuje on listy od człowieka podpisującego się Żuaw Śmierci, który zapowiada mu, że zabije kogoś bliskiego z jego otoczenia. Wysyłanie listów z informacją o planowanym zabójstwie automatycznie skojarzyło mi się ze słynną powieścią Królowej Kryminału - Agaty Christie zatytułowaną "A.B.C.". Bohater powieści Małgorzaty Kochanowicz stawia sobie za cel odnalezienie zabójcy, który pozbawił życia jego żonę, a teraz chce mu odebrać inną, ważną dla niego osobę. Witold rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Niestety, zagadek do rozwiązania coraz więcej, a czasu do planowanego przez Żuawa Śmierci coraz mniej.
Czy Korczyński poradzi sobie ze schwytaniem zabójcy? A może to on będzie ofiarą w tej grze?

Książka mnie pozytywnie zaskoczyła. Jest kryminałem na dobrym poziomie, bez obrazowego opisywania zwłok, krwi i drastycznych scen. Takie powieści również mogą trzymać w napięciu. Kto nie wierzy, niech sięgnie np. po Agatę Christie lub Małgorzatę Kochanowicz. Autorkę czeka jeszcze mnóstwo pracy, aby zostać mistrzynią polskiego kryminału, ale z tej powieści wychodzi dobra zapowiedź. Pisarka nie nudzi, nie dodaje zbędnych ozdobników, rozwlekłych dialogów i opisów, dzięki czemu książka ma około 250 stron a nie 500. Za to należy się duży plus. Dodatkowo powieść ma przyjemny klimat, brak grozy rekompensuje dobra intryga i jej rozwiązanie. Autorka nie pozwoliła czytać książki bez uwagi, gdyż ciągle dodaje jakieś wskazówki, które główny bohater musi wyjaśnić i mimowolnie włączyłam się w śledztwo.

Jeśli chodzi o bohaterów to są to postacie ciekawie wykreowane, ale trochę mi było ich za mało w porównaniu z Korczyńskim. Jego gosposia, Jadwiga jest kobietą o złotym sercu, nieustannie zamartwia się o chlebodawcę. Henryk, mimo dużej różnicy wieku traktuje Witolda jak syna, głównie przez wzgląd na dawną przyjaźń z jego ojcem. Emilia Hornowska przedstawia poglądy typowej emancypatki, chce wziąć sprawy w swoje ręce, nie należy do grona typowych dam salonowych, których głównym zajęciem jest bywanie na przyjęciach i zdobywanie grona adoratorów. Emilia stawia na inteligencję, chce się uczyć mimo początkowego sprzeciwu rodziny, jest bardzo ambitna.
I wreszcie główny bohater - zagadka, Witold. Cechuje go nieufność do otoczenia, wyobcowanie, odwaga i męstwo. Stawia czoło zagrożeniu bez względu na to, jak się sprawy potoczą. Ma jednak chwile, w których wychodzi ze swojej skorupy i okazuje naprawdę wrażliwe serce.

Do czego mogę się przyczepić? Do tytułu. "Latarnie umarłych" jakoś mi po prostu nie pasują do tej powieści ale jest to już moja własna opinia. Może autorka ukryła w tym jakiś przekaz, którego ja nie zrozumiałam.
Mam nadzieję, że będę jeszcze mogła sięgnąć po książki Małgorzaty Kochanowicz i że będą one na coraz to lepszym poziomie.

Moja ocena: 6/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją obiektywność i ocenę.


A teraz długo oczekiwana informacja :)
Wróciłam już z wakacji, zwiedziłam troszkę Kraków, odpoczęłam od regularnego blogowania, a od dzisiaj zabieram się ostro do roboty, :). W najbliższym czasie możecie się spodziewać zaległych sierpniowych recenzji, stosiku, oraz czegoś typowo kosmetycznego. Dziękuję Wam, że mimo mojej nieobecności zaglądaliście na bloga, czytaliście i komentowaliście posty :D
Miłego wieczoru ;)