sobota, 31 sierpnia 2013

Podsumowanie sierpnia

Hej :)

Ostatni dzień miesiąca to u mnie już tradycyjnie dzień podsumowań. Jak wypadł sierpień?

1. John Verdon - Wyliczanka - 508 str.
2. Andy Andrews - Mistrz - 186 str. recenzja
3. Łukasz Malinowski - Skald. Karmiciel kruków - 435 str. recenzja
4. Tomasz Stężała - Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot - 446 str. recenzja
5. Małgorzata Kochanowicz - Poszukiwana - 314 str. recenzja
6. Bernard Cornwell - Zimowy monarcha - 554 str. recenzja
7. Michael Heatley, Drew Heatley - Kings of Leon. Sex on fire - 285 str. recenzja
8. Paweł Jaszczuk - Ochronka Anioła Stróża - 271 str. recenzja
9. C.S.Lewis - Dopóki mamy twarze - 359 str. recenzja
10. Rick Yancey - Piąta fala - 506 str. recenzja
11. Mira Suchodolska, Krzysztof Ziemiec - Wszystko jest po coś - 149 str. recenzja
12. Wojciech Zawioła, Robert Lewandowski - Pogromca Realu. Moja prawdziwa historia - 222 str. recenzja
13. Charlotte Bronte - Jane Eyre. Autobiografia - 607 str. recenzja
14. Charlotte Bronte - Profesor - 312 str. recenzja

W sierpniu przeczytałam 5154 strony, czyli 166 stron dziennie. 

Najlepsza książka: Jane Eyre. Autobiografia i Piąta fala
Najgorsza książka: Wyliczanka (to nawet dla mnie jest szokiem)

Niestety, nie udało nam się dobić do 150 obserwatorów bloga, bo 2 osoby gdzieś po drodze zrezygnowały z zaglądania na mojego bloga :(. Mam za to ponad 50 facebookowych fanów, którym dziękuję, a kto jeszcze nie lajkował, tego zapraszam :)

Małym sukcesem było za to przekroczenie progu 40 000 wyświetleń (od lutego zajrzeliście tutaj 20 000 razy), za co dziękuję! :)

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, biorę udział w konkursie na najlepszy blog książkowy. Możecie oddać swój głos jako moi czytelnicy, wystarczy mail na adres ebuka@duzeka.pl, a w tręści trzeba wpisać nazwę mojego bloga, czyli 2 razy K - Książkowo i kosmetycznie.

No i najważniejsze, Catalinka zyskała nowe oblicze, konkretnie LittleAngel wykonała mi piękny awatar :))

A jak Wam minął sierpień? Tym co muszą iść do szkoły, życzę powodzenia w porannym wstawaniu :)

piątek, 30 sierpnia 2013

John Verdon - Wyliczanka

Tytuł: Wyliczanka
Autor: John Verdon
Liczba stron: 503
Wydawnictwo: Otwarte
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Na tę książkę czaiłam się od baaaaardzo dawna. W końcu zamówiłam w fajnej promocji na znak.com.pl, czyli stronie na którą boję się wchodzić, bo zawsze kusi pakietami lub superobniżkami. (Dzielnie nie wchodzę od kilku tygodni :)). "Wyliczanka" czekała i czekała na swoją kolej, aż przyszły dla niej lepsze czasy i zajęła moją uwagę. Tylko pytanie czy warto było jej poświęcić kilka godzin?

Główny bohater, Dave Gurney jest emerytowanym detektywem. W przeszłości przeżył osobisty dramat - jego dziecko zmarło, a on i żona nigdy nie mogli się z tym pogodzić. Śmierć syna oddaliła ich i zamknęła każde osobno w twardej skorupie. Nieoczekiwanie do Dave'a odzywa się dawny kolega, Mark Mellery. Mężczyzna otrzymuje dziwne listy, ale nie chce angażować w sprawę policji. Były detektyw czuje się zaintrygowany podawanymi przez Marka informacjami. Wkrótce Mellery zostaje zamordowany, a przedmioty pozostawione przez sprawcę przysparzają śledczym więcej pytań niż odpowiedzi. Przestępca widocznie z nich kpi, wręcz wyzywa policję do walki. Groźby dotyczące utraty życia otrzymuje również Gurney i właściciel skrzynki, na którą morderca kazał ofiarom wysyłać czeki. Zaczyna się dramatyczna akcja...

Jak wspominałam, bardzo długo zabierałam się do lektury. Nastawiłam się na coś naprawdę wyjątkowego, nowatorskiego, wręcz idealnego. Niestety, momentami było banalnie i nudno. Finał był mocny, to przyznam, ale niestety, nie zrekompensował kilku słabizn. Na szczęście do ostatniej chwili nie mogłam rozszyfrować tożsamości mordercy, co jest dla mnie osobiście ogromnym plusem. Zabrakło trochę napięcia i strachu, towarzyszącego kryminałom. Autor za dużo skupił się na detalach, za mało miejsca poświęcając rysom psychiki bohaterów, z mordercą na czele. Co do śledczych, wszyscy zlewali mi się w jedno, nie było między nimi wyraźnych granic. Pod tym względem jestem zawiedziona. 

Pomysł na fabułę był naprawdę świetny, rozwiązanie zagadki wręcz fenomenalne. Aż szkoda, że gdzieś po drodze zabrakło iskry, która prowadziłaby czytelnika do końca historii i rozpalała jego ciekawość. Podsumowując: dobre, ale liczyłam na znacznie więcej.

Moja ocena: 5,5/10

środa, 28 sierpnia 2013

Charlotte Bronte - Profesor

Tytuł: Profesor
Autor: Charlotte Bronte
Liczba stron: 312
Wydawnictwo: MG
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Któż nie słyszał o geniuszu sióstr Bronte? Anna, Emily Jane i Charlotte na stałe wpisały się w kanon literatury angielskiej, którą trzeba znać. Z ogromnym zaciekawieniem zaczęłam zgłębiać ich kolejne dzieła, więc po rewelacyjnej "Jane Eyre. Autobiografia", nadszedł czas na zawierającego wątki autobiograficzne "Profesora", również autorstwa Charlotte Bronte. 

William Crimsworth, po spędzeniu kilku miesięcy w pracy, z której nie ma żadnej satysfakcji, postanawia opuścić złego szefa (który jest jednocześnie jego bratem) i poszukać szczęścia w Brukseli. Zostaje nauczycielem w szkole dla chłopców, a następnie jako drugą posadę obejmuje katedrę w sąsiadującej szkole dla dziewcząt. Poznaje tam koronczarkę, która chce dokształcać się w angielskim. Dwoje młodych wkrótce łączy coraz bliższa więź...

Opowieść jest przedstawiona z perspektywy tytułowego bohatera. Niestety, jest to postać, której nie polubiłam, momentami czułam wręcz ogromną niechęć. Zdaję sobie sprawę, że niektóre z jego postaw były typowe dla mężczyzn z epoki, któzy uznawali swoją dominację nad kobietami, spychając je często do podrzędnej roli. William kilkukrotnie traktuje zakochaną w sobie dziewczynę jakby była glupiutka i naiwna. 

"Profesor" to powieść rozgrywająca się na niewiele ponad 300 stronach. Jeśli Charlotte Bronte przedłużałaby historię Williama, to stałoby się to po prostu nudne, a tak to autorce udało się zatrzymać moje zainteresowanie. Pomysł był nieco typowy, ale wykonanie (jak na debiut) było dobre, nawet bardzo. Były wciągające wydarzenia, była historia miłosna, piękne opisy krajobrazów, a także dużo przemyśleń bohaterów dotyczących życia codziennego, oceny innych ludzi, a także poziomu edukacji. Bronte kładzie też w usta bohaterów wyraźną niechęć do katolicyzmu, którą to religię traktuje jako wręcz zgubną i szkodliwą. 

Nie da się tej powieści porównać do "Jane Eyre. Autobiografia" bo są to dwie różne historie. Oczywiście ta pierwsza jest rewelacyjna, a "Profesor" jest zapowiedzią świetnej przygody z twórczością Charlotte Bronte. Obiecuję, że lektura książek Bronte niesie ze sobą naprawdę dobre czytelnicze wrażenia :)

Moja ocena: 7,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

wtorek, 27 sierpnia 2013

Bernard Cornwell - Zimowy monarcha

Tytuł: Zimowy monarcha
Autor: Bernard Cornwell
Liczba stron: 554
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Jak mogliście zauważyć, Bernarda Cornwella lubię. Cenię jego styl, dzięki któremu książki historyczne są po prostu ciekawe, wciągające i jednocześnie aż kipi z nich akcja i leje się krew. Po opowieściach o mrocznych czasach Wikingów postanowiłam sięgnąć po dzieje Artura.

Tak jak w "Wojnach Wikingów" narratorem był Uthred, tak w "Trylogii Arturiańskiej" wszystkiego dowiadujemy się z ust bezpośredniego obserwatora i uczestnika wydarzeń, ocalonego cudem chłopca o imieniu Derfel, który był wojownikiem Artura. Główny bohater nie ma łatwego życia - wskutek zauroczenia zrywa zaręczyny, które miały być gwarancją pokoju. Wybucha wojna, która pochłania dobrych żołnierzy, gotowych oddawać życie za swojego przywódcę. Arturem targają wyrzuty sumienia. Dodatkowo jest on opiekunem i niejako zastępcą króla, do czasu, aż mały Mordred będzie mógł zasiąść na tronie. Autor rzuca mu kłody pod nogi, a bohater musi lawirować pomiędzy dobrem, a złem, uczestniczy w walkach, w których w ruch idzie jego słynny Ekskalibur. Jakby tego było mało, stare wierzenia zmierzają się z rozszerzającą się nauką chrześcijańską, którą nie każdy chce zaakceptować.

"Zimowy monarcha" jest książką bardzo interesującą. Razem z bohaterami uczestniczymy w przeróżnych, często drastycznych obrzędach, "podglądamy" ich podczas życia codziennego, stajemy nieco z tyłu podczas walki. Cornwell kreuje taki świat, w którym każdy znajdzie dla siebie miejsce. Władcy, druidzi, magowie, przywódcy kościelni, a także szare jednostki - nikt nie jest w powieści pominięty. 

Jak zobaczyłam spis bohaterów, to aż złapałam się za głowę :). Byłam przekonana, że przez te 500 stron będę ich mylić, gubić fakty i ogólnie będzie to bardzo uciążliwe. Mimo wielu postaci, autor tak ich scharakteryzował, że szybko połapałam się we wzajemnych relacjach i nie musiałam zerkać do początkowego spisu.

Będąc przy bohaterach, nie sposób nie wspomnieć o tym, który absolutnie podbił moje serce. Druid Merlin cechuje się niezwykle ciętymi ripostami, sceny z jego udziałem czytałam z ogromnym zaciekawieniem. Może nie jest kryształową postacią, bo profesja druida do zbyt pokojowych nie należała, ale jest znacznie lepszy od cukierkowych postaci, które czasami występują w powieściach. Zapowiedzi kolejnych dwóch tomów każą nam się spodziewać, że Merlin wysunie się na pierwszy plan, więc muszę po nie sięgnąć :).

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

sobota, 24 sierpnia 2013

Małgorzata Kochanowicz - Poszukiwana

Tytuł: Poszukiwana
Autor: Małgorzata Kochanowicz
Liczba stron: 314
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/





Dzisiaj opiszę Wam moje drugie podejście do twórczości pani Małgorzaty Kochanowicz. Pierwsze było blisko rok temu, kiedy czytałam "Latarnie umarłych'. Jak mi się podobały? Zajrzyj. Inne wydawnictwo, inna (teraz znacznie lepsza) oprawa graficzna, ale jak to wyglądało z treścią?

Akcja rozgrywa się ponownie w Krakowie, a bohaterem znowu jest Witold Korczyński, detektyw o tajemniczej przeszłości. W związku z uzależnieniem od hazardu boryka się z problemami finansowymi. Pomoc w spłaceniu długów oferuje mu Stanisław Wereszyński. Przedsiębiorca zleca Korczyńskiemu odnalezienie żony. Równocześnie zostaje znalezione ciało młodego chłopca. Czy te dwa wydarzenia będą miały ze sobą jakiś związek? Autorka rzuca detektywowi kłody pod nogi, wplątuje go w kolejne problemy i tajemnicze sprawy. Śledztwo zaczyna mu sprawiać coraz większe trudności, wpada w ślepe zaułki, więc Wereszyński postanawia zagrozić bliskim Witolda...

Po raz kolejny mogliśmy spotkać bohaterów drugoplanowych, czyli wspaniałą gospodynię Jadwigę, przyjaciela Henryka, czy też Emilię Hornowską. Ogólnie, przynajmniej w moim odczuciu autorka nie zmieniła stylu, chociaż w porównaniu z "Latarnią umarłych" było troszkę mniej "retro" i troszkę mniej pięknego Krakowa. Więcej było za to błądzenia, badania sprawy, aż do wielkiego finału, którego prawdę mówiąc się nie spodziewałam. 

Małgorzata Kochanowicz potrafi czytelnika zaprosić do lektury, wciągnąć i nie wypuścić, dopóki nie przeczyta ostatniej strony. Czytałam tekst z zaciekawieniem, nie mogąc się doczekać rozwiązania zagadki zniknięcia Wereszyńskiej. Zapewniam, że nudy nie ma, a jest to taka dobra lekturka na wieczór, niezależnie od pory roku. Moja babcia była zachwycona, więc jest to książka dla każdego pokolenia :)

Okładka podbiła moje serce :). Świetnie komponuje się z innymi pozycjami z serii Alibi czyli "Carska Roszada" i "Pan Whicher w Warszawie". 

Moja ocena: 7,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

czwartek, 22 sierpnia 2013

Czwartkowe pogaduszki czyli 3 litery

Cześć!Dzisiaj post zainspirowany postem u innego blogera, konkretnie Dariusza Okonia. Darek poruszył ważny temat - ICE. Co to jest i dlaczego te 3 literki są takie ważne? "In Case of Emergency" czyli "W nagłym wypadku" to po prostu oznaczenie numeru telefonu, pod który podczas wypadku ratujące nas osoby mogą zadzwonić, aby powiadomić kogoś bliskiego, a także zapytać o ewentualne przyjmowane leki, alergie, przebyte choroby. W razie wypadku im więcej informacji ratownicy o nas wiedzą, tym łatwiej będzie im udzielić pomocy i podejmować decyzje. 

Nie zawsze mamy przy sobie portfel z dokumentami, ale bez telefonu praktycznie nigdzie się nie wybieramy. Oby nigdy nam się to nie przydało, ale warto tak się zabezpieczyć. Utwórz w telefonie kontakt o nazwie ICE, w polu numer telefonu wpisz ten do osoby, która powinna być o wypadku powiadomiona jako pierwsza. Zajmie Ci to maksymalnie 10 sekund. Wpisane? Przekaż informację o ICE znajomym i rodzinie!
Ktoś z Was miał już ten numer wpisany, czy dopiero się o tym dowiadujecie? Ja ICE mam w telefonie już ponad rok, Wy też zapiszcie sobie numer i oby nigdy się nie przydał :)

środa, 21 sierpnia 2013

Tomasz Stężała - Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot

Tytuł: Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot
Autor: Tomasz Stężała
Liczba stron: 446
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Książki o tematyce wojennej są zazwyczaj trudne. Opisy walk, dramat niewinnych ludzi, rany zadawane żołnierzom przez wroga, wreszcie śmierć na polu bitwy. Nie jest to coś, co czyta się z przyjemnością, ale historię warto znać. Tomasz Stężała postanowił opisać historię swoich przodków, a także mieszkańców Elbląga. Losy "zwykłych obywateli" przeplatają się z losami żołnierzy walczących podczas wojny, razem tworząc spójną całość.

Czerwiec, 1941 rok. Rosja i Niemcy, dotychczasowi sojusznicy, zwracają się w wojnie przeciwko sobie. Dwie armie muszą stoczyć walkę na śmierć i życie. Autor dobrze odtwarza ich uczucia, strach mieszający się z odwagą i momenty, kiedy śmierć zagląda im w oczy, kiedy wiedzą, że to ich ostatnie chwile. Duży problem stanowił dla mnie ogrom bohaterów, ich rosyjskie i niemieckie nazwiska. Trudno było się połapać w postaciach, mimo spisu tych najważniejszych na początku książki. Dzięki temu znacznie ciekawsze było dla mnie życie zwykłych ludzi, którzy wyczekiwali wzmianek o wojnie, wyniku bitew i przede wszystkim, wiadomości o losach swoich bliskich, którzy brali udział w walkach. 

Przez cały czas czytania książki nie mogłam wyzbyć się przekonania, że jest to fikcja literacka, że Tomasz Stężała stworzył kilka postaci i wymyślił im wydarzenia. Prawda jest jednak inna. Postacie są jak najbardziej autentyczne, wojna również była smutną rzeczywistością, podobnie jak śmierć młodych żołnierzy, którą opisuje autor.

Takie historie, jak ta opisywana w książce "Kapitanowie 1941. Pseudonim Grzmot" są wstrząsające, ale warto je poznać. Jeszcze bardziej do lektury tej, i innych książek autora są zobowiązani mieszkańcy Elbląga i okolic, a nuż znajdą w bohaterach cząstkę swoich przodków, a w opisach miasta ulubione zakątki. Pasjonaci będą zachwyceni. Ci, którzy nie gustują w takich książkach nie przebrną, więc im zdecydowanie nie polecam. 

Moja ocena: 6,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

C.S.Lewis - Dopóki mamy twarze

Tytuł: Dopóki mamy twarze
Autor: C.S.Lewis
Liczba stron: 359
Wydawnictwo: Esprit
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



O mojej sympatii do C.S.Lewisa zadecydowały jego dwa dzieła, konkretnie "Koniec człowieczeństwa" i "Zaskoczony radością". Póki co skupiam się na poznawaniu twórczości autora od strony książek poświęconych trudniejszej tematyce, przeznaczonych dla ludzi nieco starszych od odbiorców "Opowieści z Narnii". Teraz przyszła kolej na ostatnią książkę Lewisa skierowaną właśnie do dorosłych, czyli "Dopóki mamy twarze". 

Do powieści przyciąga już świetna okładka, przedstawiająca młodą kobietę. Tajemniczą i zamyśloną. Zapowiedź tajemniczości i symboliki, która w książce wzrasta na bardzo wysoki poziom. Treść nawiązuje bowiem do mitologii, a muszę przyznać, że lubię zaczytywać się w opisach wierzeń w dawnych czasach.

Pewien król miał dwie córki - piękną Rediwal i brzydką Orual. Owocem drugiego, bardzo krótkiego małżeństwa jest córka Istra, dziewczynka, która jest traktowana jak bogini - proszona jest o błogosławieństwa i spotkania z chorymi i cierpiącymi. Między nią, Orual i ich nauczycielem Lisem zawiązuje się piękna relacja, polegająca na wzajemnym oddaniu, opiece i miłości. Przychodzi jednak czas okrutnej rozłąki - bogowie upominają się o ofiarę, którą musi być Istra...

Orual jest bardzo dobrze opisaną, ciekawą bohaterką, którą wciąż targają sprzeczne emocje. Mimo, że jest córką króla, posiadającą służbę, gotową na jej każde zawołanie, nie jest rozpuszczoną, bezwartościową dziewczyną. Bardzo kontrastuje z Rediwal, która wydaje się czytelnikowi pusta, niezdolna do podejmowania samodzielnych i przede wszystkim mądrych decyzji. Orual jest stanowcza, umie wykorzystywać władzę i nabyte umiejętności dla swoich własnych korzyści i dla dobra kraju, nad którym sprawuje pieczę. Zdaje sobie sprawę z własnej brzydoty, dlatego też decyduje się na zakrycie twarzy welonem tak, aby nikt nie mógł oglądać jej oblicza. Z roku na rok bohaterka coraz bardziej tłamsi swoje uczucia, ale cierpienie i poczucie krzywdy wyrządzonej przez bogów jest w niej wciąż żywe. 

"Dopóki mamy twarze" to opowieść, w której piękno zderza się z brzydotą, dobro ze złem, a miłość z nienawiścią. Prawda jest przeciwstawiona kłamstwu. Wiem, że nie można porównywać jej do innych dzieł Lewisa, bo tematyka jest zupełnie inna, ale moim zdaniem jest to najlepsza z jego książek (przynajmniej do tej pory :))

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

Oddaj na mnie głos w konkursie eBuka, wyślij maila na adres ebuka@duzeka.pl, w temacie wiadomości wpisz 2 razy K - Książkowo i kosmetycznie
Dziękuję!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Charlotte Bronte - Jane Eyre. Autobiografia

Tytuł: Jane Eyre. Autobiografia
Autor: Charlotte Bronte
Liczba stron: 607
Wydawnictwo: MG
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Historia losów Jane Eyre, bohaterki powieści Charlotte Bronte zyskała rzesze fanów na całym świecie, a kolejne pokolenia zachwyca obrazowy język, opisy angielskich krajobrazów i przede wszystkim piękna historia miłosna młodziutkiej Jane i pana Rochestera. Znana jako "Dziwne losy Jane Eyre", została wydana przez wydawnictwo MG w oryginalnym tytule, czyli "Jane Eyre. Autobiografia". Do tej pory zastanawiam się, czemu przez 20 lat swojego życia nie zapoznałam się z tą książką. A musicie wiedzieć, że jest to książka, którą warto znać, bo jest naprawdę piękna i ponadczasowa. Dlaczego mnie zachwyciła?

Jane Eyre, po śmierci rodziców zostaje przygarnięta przez brata matki. Gdy ten umiera, dziewczynka jest zdana na łaskę jego żony, która pała do niej nienawiścią. Jane jest traktowana jak popychadło, aż do momentu, kiedy ciotka postanawia wysłać ją do szkoły o bardzo ostrym rygorze. Po kilku latach postanawia zatrudnić się jako guwernantka i trafia do domu pana Rochestera, niemal dwukrotnie starszego od niej mężczyzny, zajmującego się małą Adelką. Początkowo relacje między nauczycielką a jej pracodawcą są trudne, ale z czasem zawiązuje się między nimi nić sympatii, szybko przeradzającej się w miłość. Niestety, nie jest im dane długo cieszyć się szczęściem...

Powieść jest pisana z perspektywy Jane, dzięki czemu możemy razem z nią przeżywać jej niepowodzenia życiowe, jej cierpienie po rozstaniu z Rochesterem, towarzyszymy jej rozterkom i szczęściu. Można ją polubić właściwie od pierwszej strony, a z każdą kolejną sympatia się pogłębia. Dziewczyna jest naturalna, nieprzerysowana, na wskroś prawdziwa. Do Rochestera musiałam się nieco dłużej przekonywać, bo jest to bohater skrywający tajemnice, któremu trudno było się otworzyć i pokazać prawdziwe oblicze. No i jego miłość do Jane - wzrusza i zachwyca :)

Jane Eyre, oprócz pięknej treści posiada również rewelacyjną okładkę. Co by tu dużo mówić - osoba odpowiedzialna za grafikę wykonała świetną robotę, klasyka została wydana w dobrym stylu, czyniąc tę pozycję ozdobą domowej biblioteczki :)

Czytanie tej książki po raz pierwszy było dla mnie niezwykłym doznaniem czytelniczym. Styl pani Bronte jest tak świetny, że wręcz czułam się uczestniczką tych wydarzeń, tak jakbym stała za drzwiami, czy siedziała razem z Jane i Edwardem na ławeczce (podczas najpiękniejszej sceny w całej powieści, która mocno łapała za serce). 

"Jane Eyre. Autobiografia" to piękna opowieść o miłości, cierpieniu, poświęceniu i szukaniu własnej życiowej drogi. Jeśli jeszcze nie czytaliście, to bardzo Was do tego zachęcam :). Niestety, mimo 600 stron objętości starczy na krótko, bo ogromnie wciąga i nie da się oderwać od kolejnych rozdziałów. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby przeczytać tę powieść po raz kolejny, co z pewnością i ja niedługo uczynię.

Moja ocena: 10/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

Oddaj na mnie głos w konkursie eBuka, wyślij maila na adres ebuka@duzeka.pl, w temacie wiadomości wpisz 2 razy K - Książkowo i kosmetycznie
Dziękuję!

sobota, 17 sierpnia 2013

Andy Andrews - Mistrz

Tytuł: Mistrz
Autor: Andy Andrews
Liczba stron: 186
Wydawnictwo: Otwarte
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Wyobraź sobie, że jesteś w bardzo trudnym momencie swojego życia. Pozornie wydaje się, że gorzej być nie może, że twoje problemy są naprawdę poważne i nie da się ich rozwiązać. Wszystko to tylko pozory, bo gdy pojawi się Jones, nawet najbardziej zdruzgotany i nieszczęśliwy człowiek dostaje coś, czego potrzebuje najbardziej - wsparcie i nadzieję.

Jones, niepozorny starszy mężczyzna z walizką. Nikt nie wie skąd pochodzi, ile ma lat. To pojawia się w miasteczku, to na kilka miesięcy z niego znika. Wyszukuje osoby, które są na życiowych zakrętach - utracili kogoś bliskiego, przeżywają rozwód lub załamanie psychiczne spowodowane ciężarem problemów. Jones przychodzi do każdego z nich jako przyjaciel, którego tak bardzo w tym momencie potrzebują i pomaga im, pokazując ich trudności z innej, szerszej perspektywy. Dzięki temu wszystko wydaje się prostsze i przede wszystkim do pokonania.

Na końcu tej krótkiej, ale ważnej powieści znajdują się pytania do rozważania każdego rozdziału. Można samemu się nad tym zastanowić, można też zachęcić znajomych do lektury i później przedyskutować to w grupie. Kolejne historie są na tyle prawdziwe i uniwersalne, że każdy może odnaleźć w bohaterach cząstkę siebie. Dla mnie zdecydowanie najciekawszą opowieścią była ta o parze, która zdecydowała się na rozwód. Nasz bohater otworzył im oczy na wiele spraw, na które do tej pory nie zwracali żadnej uwagi.

"Mistrz" to powieść idealna na prezent, bo zawiera pewnego rodzaju wskazówki, jak można zmienić swoje życie, aby stało się lepsze. Jest to książka dla każdego, bez względu na wiek, płeć, czy narodowość. Jest to wreszcie książka, która mam nadzieję stanie się ponadczasową historią o tym, że nic nie jest stracone, że można odmienić swój los. 

Pamiętaj - Najlepsze dopiero przed Tobą!

Moja ocena: 9/10

Oddaj na mnie głos w konkursie eBuka, wyślij maila na adres ebuka@duzeka.pl, w temacie wiadomości wpisz 2 razy K - Książkowo i kosmetycznie
Dziękuję!

Jak wszyscy, to i ja :)

Jak wiecie, portal duzeka.pl organizuje konkurs. Konkurs na najlepszy blog książkowy. Każdy pisze, że i tak się nie łudzi, że wygra. Ja chyba jestem za krótko w blogosferze, żeby dorastać do poziomu najlepszych blogerów, ale postanowiłam się zgłosić, a może dzięki temu blog zyska nowych czytelników, więcej osób na niego zajrzy, ktoś przeczyta mój tekst i skusi się na jakąś książkę.

Jeśli macie ochotę i uważacie, że mój blog jest jednym z chętniej przez Was odwiedzanym, to proszę o wysłanie maila na adres ebuka@duzeka.pl, a w treści wpiszcie nazwę mojego bloga 2 razy K - Książkowo i kosmetycznie. Tylko tyle i aż tyle. Za wszystkie głosy z góry dziękuję :*


czwartek, 15 sierpnia 2013

Czwartkowe pogaduszki czyli czy wydanie ma znaczenie?

Hej :)

Dzisiaj przychodzę do Was z pytaniem, które nurtuje mnie od dłuższego czasu, konkretnie "Czy wydanie ma znaczenie?". Odkryłam, że w pewnych kwestiach na pewno, przynajmniej dla mnie. Przykłady? Proszę bardzo:

1. Wydanie Gry o Tron. Moim marzeniem jest zebrać wszystkie części słynnej sagi Martina. Na co czekam, oczywiście oprócz dużego zastrzyku gotówki? Na wydanie wszystkich części w filmowych okładkach. Pierwsze polskie wydanie ma kiepskie okładki w porównaniu z tymi, które wyszły jako następne. Zdecydowanie ładniej będą wyglądać wizualnie, nawet już mam w oczach wyobraźni je wszystkie stojące na półce :))

2. Teraz jestem w trakcie lektury "Jane Eyre. Autobiografia" ("Dziwne losy Jane Eyre"). MG wydało ją bardzo ładnie, aż cieszy oko. Ale ale, czy byłaby to równie interesująca pozycja w wersji kieszonkowej? "Ogniem i mieczem" posiadam w dwóch wersjach: kieszonkowej oraz wydanej w twardej oprawie, wzbogacone kadrami z filmu (który uwielbiam). Wydanie "ładne" czytało się aż z chęcią, a wydania kieszonkowego nawet nie otworzyłam, jakoś mnie od siebie odpycha. 

3. Inna sytuacja jest natomiast z Moccią, autorem m.in. "Amore 14", "Trzy metry nad niebem", "Tylko Ciebie chcę" itp. Nie jest dla mnie problemem, żeby skompletować sobie jego twórczość w wersji pocket, która jest dwukrotnie tańsza od wersji zwykłej. Ten autor jest dobry do czytania bez względu na okoliczności, więc myślę, że będzie mi towarzyszył podczas wyjazdów, podczas których wiadomo, że torba/walizka ma ograniczoną pojemność :)

Jak to jest u Was? Wydanie ma znaczenie, czy książka to książka, liczy się treść, a nie okładka? No i czy klasyka powinna być wydawana w wersji kieszonkowej? Jestem ogromnie ciekawa Waszego zdania :)

środa, 14 sierpnia 2013

Łukasz Malinowski - Skald. Karmiciel kruków

Tytuł: Skald. Karmiciel kruków
Autor: Łukasz Malinowski
Liczba stron: 435
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Do powieści Łukasza Malinowskiego nastawiłam się już na wstępie bardzo pozytywnie. Autor specjalizuje się w historii średniowiecznej Skandynawii, tam właśnie umieścił akcję swojej książki, więc byłam pewna, że dostanę coś napisanego w sposób dobrze oddający tamtejszą mentalność i zachowanie ludzi. 

Autor podzielił akcję na 3 części, w każdej wyodrębnione jest jeden główny wątek, którego bohaterem jest Ainar Skald. Najpierw Skald spowoduje walkę między dwoma władcami, później zmierzy się z upiorem, aby na sam koniec rozwiązać zagadkę dotyczącą śmierci mnichów. Jakby tego było mało, mężczyznę czekają małe tarapaty związane z jego przeszłością. A czytelników czeka momentami mnóstwo śmiechu :). Główny bohater jest bowiem znany z niezwykle ciętego języka i rzetelnego stosowania się do złotych rad swojej babci. 

Łukaszowi Malinowskiemu udało się stworzyć taki typ bohatera, jaki lubię; odważny, przebiegły, intrygant, który zawsze wychodzi ze wszelkich opresji. Nie oznacza to jednak, że jest mu lekko, autor rzuca mu kłody pod nogi, a ta największa będzie polegała na opiekowaniu się trzylatką. Dzięki temu Skald pokaże czytelnikowi swoją drugą twarz, o którą w ogóle byśmy go nie podejrzewali :).

Autor używa dużo skomplikowanych słów w języku staroskandynawskim, ale wszystkie są wyjaśnione w przypisach, więc nie sprawia to czytelnikowi najmniejszego problemu. Bardzo spodobała mi się czcionka, w której kropkami są mikroskopijne krzyżyki :)

Moim zdaniem ta książka naprawdę udała się autorowi, bo jest wciągająca, ma dobrze zbudowaną zagadkę w ostatniej części i nie pozwala czytelnikowi się nudzić choćby przez chwilę. Że polecam, to chyba oczywiste. Warto przyjrzeć się bliżej jego twórczości, zwłaszcza miłośnicy średniowiecznej Skandynawii powinni być usatysfakcjonowani. Co więcej, podobno Łukasz Malinowski ma pisać kontynuację. Będę jej wyczekiwać z niecierpliwością!

Moja ocena: 8/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Catalinka się zmienia

Hej :).

Dzisiaj króciutki post informacyjny, z dniem 12.08 zmienia się mój awatar, który wyczarowała dla mnie Little Angel. Przeogromnie dziękuję <3

Widziałam coś podobnego u kilku innych blogerek, spodobało mi się, a Little zrobiła to moim zdaniem naprawdę fajnie. Z pewnością będzie pasowało bardziej do ogólnego wyglądu bloga niż żółty stworek.

Podoba Wam się? :)


niedziela, 11 sierpnia 2013

Wojciech Zawioła, Robert Lewandowski - Pogromca Realu. Moja prawdziwa historia

Tytuł: Pogromca Realu. Moja prawdziwa historia
Autor: Wojciech Zawioła, Robert Lewandowski
Liczba stron: 222
Wydawnictwo: G+J
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl


Strzelił 4 gole w jednym meczu wielkiemu Realowi. Teraz jest zawodnikiem Borusii Dortmund, ale w planach ma zmianę klubu. Do niedawna kawaler, teraz szczęśliwy mąż Ani. Ktoś jeszcze by nie zgadł o kim mowa? Oczywiście o Robercie Lewandowskim, polskim piłkarzu robiącym zagraniczną karierę, o "Lewym", 25 - latku, który w ciągu kilku lat od zawodnika siedzącego na ławce rezerwowych, stał się obiektem zainteresowania samego wielkiego sir Alexa.

Wojciech Zawioła swoją biografię oparł na rozmowach z Robertem, jego ówczesną narzeczoną, siostrą, mamą, menedżerem i przyjacielem. Na większość sytuacji i zdarzeń mamy wgląd z różnych stanowisk, bo inaczej odbiera to sam Lewandowski, inaczej bliskie mu osoby. One przyjmowały bramki strzelone Realowi ze łzami w oczach, on podchodził do tego na chłodno, bez emocji. Na kartach książki "Lewy" rysuje się jako człowiek niezwykły, który mimo kariery i sławy jest niezmiennie tym samym człowiekiem, który nadal na piedestale stawia rodzinę, dzięki której zaszedł tak daleko. 

Niestety, książka ta jest droga. 220 stron to koszt 50 zł. Dużo, mimo bogactwa zdjęć i twardej okładki. Potencjalnych czytelników może trochę odstraszyć. Warto jednak przyjrzeć się tej pozycji, bo grafik wykonał kawał dobrej roboty. Miałam Wam porobić zdjęcia (ale nie mam dostępu do aparatu), więc uwierzcie na słowo (albo przejrzyjcie sobie w księgarni), początek każdego rozdziału i spis treści są naprawdę niesamowite, zdecydowanie NAJLEPSZA oprawa graficzna w moim książkowym zbiorze. 

Nie jestem pewna, czy kilkuletnia kariera jest odpowiednim momentem na pisanie takich książek. Mając porównanie z niedawną lekturą biografii Davida Beckhama, uważam, że najlepsze byłoby podsumowanie piłkarskich dokonań po zakończeniu zawodowej gry. Miałam też nadzieję, na jakieś wpadki, opis kilku grzeszków Lewandowskiego, ale w końcu po biografii autoryzowanej można było się spodziewać, że tego zabraknie, że wszystko zostanie opisane w pozytywny sposób.

Podsumowując, polecam tę pozycję przede wszystkim fanom futbolu, osobom, które kibicują Lewandowskiemu oraz tym, którzy chcą bliżej poznać postać tego piłkarza. Fanów Realu ten tytuł może kłuć trochę w oczy, moim zdaniem też powinien być inny. Szkoda by było, gdyby Robert Lewandowski był znany tylko z tego.

Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany, chciałby kupić to aktualnie polecam ofertę Merlinu, 28,90 zł za tę książkę jest już ceną do przyjęcia :)

Moja ocena: 8/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

piątek, 9 sierpnia 2013

Paweł Jaszczuk - Ochronka Anioła Stróża

Tytuł: Ochronka Anioła Stróża
Autor: Paweł Jaszczuk
Liczba stron: 271
Wydawnictwo: Oficynka
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Paweł Jaszczuk to pisarz, który w swoim dorobku ma już kilka książek: "Marionetki", "Plan Sary" i "Akuszer śmierci", "Foresta Umbra". Do tej listy niedawno dołączyła "Ochronka Anioła Stróża". Czym jest tytułowa ochronka i jak autor poradził sobie z opisywaniem losów swojego kolegi po fachu?

Piotr Magnus ogłaszcza zakończenie kariery pisarskiej. Nie każdy może się z tym pogodzić, niektórzy próbują go odwieść od tego pomysłu. Najciekawsza propozycja pada od zupełnie nieznanego człowieka, Guardiana. Wskutek awarii jest zmuszony zmienić hotel, którego właścicielem jest Guardian. Mężczyzna zostawia Magnusowi zlecenie napisania swojej biografii. Udostępnia mu materiały, swoje własne zapiski i wspomnienia. Pisarz postanawia przyjąć ofertę bogatego właściciela hotelu i rozpoczyna z nim pewną grę. Grę, w której chodzi o wspomnienia, w której Guardian chce zadbać o anonimowość i kontaktuje się z pisarzem tylko drogą elektroniczną i telefoniczną, wreszcie grę, która bardzo szybko może stać się dla Magnusa niebezpieczna. 

Dla fanów symboliki, ukrytych znaczeń, niejasności i wspomnień ta powieść będzie nie lada gratką. Paweł Jaszczuk zapętla, gmatwa sprawę, wprowadza zupełnie zaskakujących nas bohaterów. Najważniejsza postać, Magnus nie potrafi wybrnąć z gąszczu zagadek pozostawionych przez Guardiana. 

Lektura tej książki wymagała maksymalnego skupienia. Podczas takich upałów chyba troszkę o to trudno, dlatego niektóre fragmenty musiałam czytać dwukrotnie, żeby załapać ich sens. Podsumowując, powieść jest dobra, ale ciężko mi było się w nią wciągać po dłuższej przerwie. Ogromnym plusem jest jeszcze duża czcionka, dzięki której świetnie się czyta, bez zmęczenia oczu. 

Moja ocena: 6/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

środa, 7 sierpnia 2013

Michael Heatley, Drew Heatley - Kings of Leon. Sex on fire

Tytuł: Kings of Leon. Sex on fire
Autor: Michael Heatley, Drew Heatley
Liczba stron: 285
Wydawnictwo: SQN
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Co odpowiesz, gdy zapytam o pierwsze dwa skojarzenia z Kings of Leon? Czy będą to tytuły ich najsłynniejszych piosenek: "Use somebody" i "Sex on fire"? A może jesteś wielkim fanem i wymienisz skład zespołu, ich pochodzenie i powiązania? Bez względu na to jakie uczucia żywisz do tych chłopaków z Południa, zachęcam do przeczytania kilku słów odnośnie ich biografii.

O członkach Kings of Leon czyli trzech braciach i ich kuzynie nikt nigdy nie powiedziałby, że będą tworzyć zespół grający taką muzykę. Ich kariera miała być raczej duchowa, na wzór ojca powinni stać się pastorami, przewodnikami religijnymi rzesz wiernych. Caleb, Nathan i Jared początkowo nie byli fanami muzyki rockowej, nie mieli z nią żadnej styczności. Z czasem zaczęli poznawać najsłynniejsze zespoły i w ich umysłach zrodził się pomysł pisania własnych tekstów. Tak powstała grupa Kings of Leon, która szybko zyskała popularność i w rok z debiutantów stali się główną gwiazdą festiwali.

Na dużą uwagę zasługuje postawa legendarnego zespołu U2. Wzięli pod swoje skrzydła młodych chłopaków i w jakiś sposób pomogli im w budowaniu popularności podczas trasy koncertowej U2, gdzie Kings of Leon grali jako support. Nie zachowywali się wobec Kingsów jak gwiazdy, bardziej jak przyjaciele, którzy w każdej chwili mogą wspierać słowem i pomocą początkujących muzyków.

Biografia zespołu jest napisana w taki sposób, że niesamowicie mnie wciągnęła. Mogłam poznać losy zespołu, konflikty, ploteczki, to co w nim najlepsze i najgorsze. Autorzy w obszerny sposób przedstawiają czytelnikowi historię powstawania najsłynniejszych hitów. 

Każda biografia coś mi daje, z każdej staram się wyciągnąć 200%. Ta pokazała mi, że Kings of Leon mają kilka naprawdę świetnych piosenek, nie tylko pod względem melodii, ale również tekstu. Niektóre kawałki na stałe zagoszczą na mojej playliście obok tych dwóch najsłynniejszych :). Polecam przede wszystkim fanom, ale również tym, których intryguje ten zespół i chcą się dowiedzieć znacznie więcej na jego temat.

Moja ocena: 7,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rick Yancey - Piąta fala

Tytuł: Piąta fala
Autor: Rick Yancey
Liczba stron: 506
Wydawnictwo: Otwarte
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Recenzja przedpremierowa
Premiera: 14.08!

Dzisiaj krótka historia o tym, jak przeczytałam jedną z najlepszych powieści tego roku :).

Najpierw nieoczekiwanie otrzymałam małą paczuszkę z początkowymi rozdziałami powieści. Te kilkadziesiąt stron zrobiło na mnie wrażenie i zaostrzyło mój apetyt. Pewnego dnia listonosz przyniosł paczuszkę, zaintrygowana otwieram, a tam już całościowy egzemplarz, i to 3 tygodnie przed premierą! Zaczęłam czytać tego cudownego grubaska i...

...i przepadłam. Rick Yancey, bo tak brzmi nazwisko autora postawił na fabułę, w której na Ziemię najechali Obcy. Podczas czterech fal ich inwazji zginęła prawie cała populacja. Pozostałe jednostki muszą bronić się przed dronami, uciszaczami i co najgorsze, przed sobą nawzajem. W takiej sytuacji jest Cassiopeia, dziewczyna, która straciła oboje rodziców, a jej młodszy braciszek został zabrany przez żołnierzy. Cassie obiecuje sobie, że odnajdzie brata i nie da mu zginąć podczas kolejnych ataków. Co przerażające, głównymi postaciami w książce są młode osoby, właściwie jeszcze dzieci. To właśnie oni są szkoleni na zabójców, mają robione pranie mózgów, aby być bezwzględnie posłusznym wobec dowódców. Wśród szkolonych nastolatków jest Zombie, który w przeciwieństwie do Cassie, nie ma możliwości ataku od zewnątrz na bazę, próbuje więc zniszczyć jej struktury od tych najmniejszych. Wkrótce ta dwójka zaczyna mieć wspólny cel, a ich losy znów się przeplatają.

Jak już wspomniałam, bohaterowie to jeszcze dzieciaki, którym zafundowano przyśpieszoną lekcję dorosłości. Każde z nich, pod sztywną maską odwagi nosi ogromny ładunek emocji, strachu, niepewności. Świadomość, że przetrwają tylko najsilniejsi dodaje im sił i sprawia, że każdy osobno jest naprawdę niezwykłą, ciekawie wykreowaną i co najważniejsze, nie przerysowaną postacią.

Powieść jest bardzo ciekawie skonstruowana, mamy widok na akcję z perspektywy więcej niż jednego bohatera, a pierwszoosobowa narracja pomaga nam wczuć się w nastrój bohatera, w jego euforię i strach. A trzeba zaznaczyć, że strach towarzyszy im co chwilę, zwłaszcza gdy nie wiedzą komu można zaufać, kto jest przyjacielem, a kto Przybyszem. 

Co do "Piątej fali" mogę dodać jeszcze 3 rzeczy: czekam na kontynuację, czekam na premierę kinową (muszę zobaczyć to na dużym ekranie), oraz książka już na dzień dzisiejszy ma pewne miejsce w top 15 roku :). Nieprzekonani? Serio? To jest powieść, którą TRZEBA przeczytać, bo ma świetną fabułę, dobrze nakreślonych bohaterów i jest wciągająca, naprawdę trudno mi było się oderwać :). Polecam nie tylko młodzieży!

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

niedziela, 4 sierpnia 2013

Szymon Chudyk - Demontaż

Tytuł: Demontaż
Autor: Szymon Chudyk
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Novae Res
Źródło okładki: http://zaczytani.pl/


O polskich autorach mówi się wiele. Niektórzy z nas nie chcą czytać ich książek, bo nudne, bo warsztat pisarski jest niedopracowany, bo ogólnie nie jest dobrze. Ja jednak lubię sięgać po naszych autorów, dowodem czego jest lektura powieści Szymona Chudyka "Demontaż". Czym jest tytułowy demontaż i czy powieść jest rzeczywiście obiecywanym thrillerem?

Sem jest szczęśliwym mężem pięknej Anny i ojcem nad wyraz inteligentnej i sympatycznej Talii. Ich życie jest idealne, tworzą wspaniałą rodzinę. Wszystko zmienia się w chwili, gdy do ich domu przychodzi policja, która chce ich zawieźć na komisariat w celu przesłuchania świadków. Talia z Anną wsiadają do jednego samochodu, Sem do drugiego i od tego momentu zaczyna się ich koszmar. Okazuje się, że zostali wciągnięci w eksperyment Hellerta, szalonego lekarza. Na czym polega? Hellert daje Semowi wybór: jeśli zgodzi się na zamordowanie córki i żony puści go wolno. Jeśli nie, będzie bez znieczulenia pozbawiał go kończyn. Jak zachowa się główny bohater? Co będzie dla niego ważniejsze? Własne zdrowie, czy życie ukochanych osób? Jak poradzi sobie po zakończonym eksperymencie?

Tytułowy demontaż to nie tylko zniszczenie fizycznie jakie oferował Semowi Hellert. Bardziej dotkliwy jest demontaż psychiczny - najpierw dawanie nadziei, później jej odbieranie, trzymanie w ciągłej niepewności, wreszcie, już na krańcu wytrzymałości psychicznej "pacjenta", dawanie kolejnej iskierki nadziei. 

"Demontaż" objętościowo wynosi niewiele ponad 400 stron, ale czyta się ją długo. Niektóre momenty wciągają bardzo, bardzo mocno, inne to po prostu dłużyzny. Znacznie ciekawiej by było wydłużyć wątek Sema i Hellerta podczas początków eksperymentu, a skrócić sytuacje podczas pobytu w więzieniu. Dodatkowo, w gąszczu wątków łatwo jest się pogubić i czasami musiałam dłuższą chwilę analizować tekst, aby dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi.

Na zdecydowany plus powieści jest dosyć rozbudowany opis przeżyć i kwestie psychologiczne związane z Semem. Szymon Chudyk bardzo dobrze i szczegółowo przedstawił postać tego bohatera, czyniąc jego cierpienie i to, co odczuwa czymś niesamowicie oczywistym. 

"Demontaż" Waszego życia nie zmieni. Może nie zachwycicie się lekturą, bo miejscami są dłużyzny, przez które ciężko przebrnąć. Z drugiej strony, moim zdaniem debiut pana Chudyka jest udany, fajny pomysł może nie został dopracowany idealnie, ale i tak będę wypatrywać tego nazwiska w zapowiedziach :)

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

sobota, 3 sierpnia 2013

Mira Suchodolska, Krzysztof Ziemiec - Wszystko jest po coś

Tytuł: Wszystko jest po coś
Autor: Mira Suchodolska, Krzysztof Ziemiec
Liczba stron: 149
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/
 Krzysztofa Ziemca fanom przeróżnych programów informacyjnych nie trzeba raczej przedstawiać. Przynajmniej raz większość z Was go widziała, gdy opowiadał o tym co dobre i złe w naszym kraju i poza jego granicami, jakie wydarzenia były danego dnia najważniejsze. W 2008 roku w jego życiu nastąpił poważny wypadek - wskutek pożaru miał uszkodzone 40% ciała. Teraz wyszedł z ciężkiej choroby, opuściły go złe myśli i chce pokazać ludziom takim jak on, że jest szansa na wyzdrowienie, że wystarczy walczyć.

Wywiad z panem Krzysztofem poprowadziła Mira Suchodolska. Nie wiem czemu, ale styl dziennikarski tej pani bardzo nie przypadł mi do gustu. Całość uratował Ziemiec, który z nieudawaną skromnością odpowiadał na jej kolejne pytania, w których podchodziła do swojego rozmówcy i jego przekonań tak jakoś sceptycznie.

"Wszystko jest po coś" jest pozycją króciutką, ale niesamowicie mnie ta książka wzruszyła. Daje czytelnikowi pewien rodzaj wsparcia, otuchy, pokazuje, że wszystko jest możliwe, a ludzie telewizji to nie bezduszne istoty, ale prawdziwi przyjaciele, którzy w tarapatach wyciągną pomocną rekę, pomogą nie tylko materialnie, ale również dostarczą ogromną dawkę wsparcia duchowego, które często jest droższe od pieniędzy.

"Wszystko jest po coś" to nie tylko opowieść o zmaganiu się z życiem po ciężkim poparzeniu. Czytelnik ma również wgląd w prywatne życie Ziemca, w jego pochodzenie czy też sposób wychowania i budowania relacji z trójką dzieci.

Czy polecam? Bez wątpienia. Ta lektura pokazuje człowiekowi, że ze wszystkiego można wyjść, pokonać najgorsze przeciwności, ale trzeba o to walczyć, mimo bólu i cierpienia. Cena okładkowa to tylko 14,90 zł, moim zdaniem warto znaleźć gdzieś tę pozycję i móc wrócić w każdej chwili do jej naprawdę prawdziwej i poruszającej treści. 

Moja ocena: 8,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

piątek, 2 sierpnia 2013

Liebster Blog

Hej, dzisiaj pobawimy się i odpowiem na kilka pytań, które zadały mi blogerki w ramach Liebster Blog Award :)

„Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”