Autor: Szczepan Twardoch
Liczba stron: 579
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl
Zaczęło się od niesamowitej okładki. Zapadła mi w pamięć i już wiedziałam, że MUSZĘ poznać historię, którą skrywa. Późniejsze przyznanie książce kilku nagród, z Paszportem Polityki na czele przyciągnęło mnie do "Morfiny" Szczepana Twardocha jeszcze mocniej. Czy zgadzam się z resztą recenzentów i muszę dalej poznawać dzieła Twardocha? A może "Morfina" to według mnie totalny niewypał?
Konstanty Willemann. Ojciec jest Niemcem, matka, pochodząca ze Śląska wybrała bycie Polką. Wybuch drugiej wojny światowej kieruje Konstantego w stronę polskich wojsk, ale po szybkiej klęsce zostaje zachęcony do członkostwa w tajnej organizacji, która ma go wykreować na Niemca współpracującego z Polakami.
Szczepan Twardoch stworzył bohatera, który przeżywa bardzo poważny kryzys tożsamościowy. Konstanty nie wie kim jest - Polakiem czy Niemcem. Daje sobą trochę kierować (zwłaszcza matce, która finansuje jego zachcianki), narzucać sobie łatki przyznawane przez społeczeństwo. Jedynym spełnieniem jest dla niego buteleczka morfiny, piękne kobiety, alkohol. Ma rodzinę, żonę Helenę i synka, o których nie dba tak, jak powinien to robić ojciec, głowa rodziny. Jego czas zajmuje kochanka - Salome, która podziela jego pociąg do morfiny. Kostek jest słaby, jest łajdakiem (żeby nie użyć bardziej wulgarnego słowa), ale nie mogłam go nie lubić, skreślić i cieszyć się z porażek. Cały czas mu kibicowałam, żeby odnalazł siebie.
"Morfina" mnie przytłoczyła, momentami drażniła, nie spodziewałam się, że to będzie tak ciężka lektura. Pan Twardoch ma taki styl pisania, który trafi do bardziej zawężonego grona odbiorców. Zmiany narratora w trakcie jednego zdania, bardzo mocne skupienie się na przeżyciach wewnętrznych bohatera, na jego przemyśleniach, kosztem szybkich i dobrych akcji.
Książka była dobra, panu Twardochowi nie można odmówić talentu, bo niewątpliwie go posiada, ale jakoś nie zrozumiałam się z tym tekstem. Chyba za bardzo nastawiłam się na łatwość odbioru, na wciągnięcie się i szybkie poznanie książki. Otóż z "Morfiną" trzeba inaczej. Trzeba zastanowić się, pomyśleć, cofnąć, przeanalizować. Nie wciągnęła mnie niestety na tyle, żeby ją szybko skończyć i w rezultacie czytałam ją ponad tydzień. Kolejne kilka dni musiałam przemyśleć tę książkę, bo właściwie nie wiem, jak powinnam ją uczciwie ocenić. Żadna skala liczbowa na pewno tego nie określi, więc pozostawiam bez cyferki. Wiem jedno: polecam Wam przeczytanie tej książki. Sami zobaczcie, czy styl Szczepana Twardocha się Wam podoba. Mimo, że do mnie niezbyt trafiła, to absolutnie nie żałuję godzin, jakie poświęciłam na lekturę.
Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę
Boję się, że ta lektura też mnie przytłoczy, ale jestem skłonna zaryzykować
OdpowiedzUsuńGdyby nie objętość tej książki, już dawno bym ją przeczytała. Obawiam się nieco, że styl autora jest n tyle trudny, że ciężko będzie mi przebrnąć przez całość, ale z drugiej strony czuję, że to naprawdę dobra lektura.
OdpowiedzUsuńIle ja już się nasłuchałam o tej książce :D
OdpowiedzUsuńja pierwszy raz czytam o książce, ale to nie dla mnie pozycja :)
OdpowiedzUsuń"Morfina" na pewno rzuca się w oczy, ale mnie osobiście ta okładka przeraża.. brrr! :)
OdpowiedzUsuń"Morfina" to jedna z tych pozycji, które po prostu muszę przeczytać w pierwszej kolejności. ;)
OdpowiedzUsuń