poniedziałek, 30 września 2013

Podsumowanie września

Witam Was :))
Kończy nam się wrzesień, więc trzeba podsumować co ciekawego się działo w tym miesiącu, zaczynajmy, a we wrześniu przeczytałam następujące książki: 

1. H.P.Lovecraft - Koszmary i fantazje. Listy i eseje - 371 str. recenzja
2. Anne Bronte - Lokatorka Wildfell Hall - 525 str. recenzja
3. Kaui Hart Hemmings - Spadkobiercy - 350 str. recenzja
4. Andrzej Sawicki - Honor legionu - 350 str. recenzja
5. Mira Grant - Przegląd końca świata. Feed - 492 str. recenzja
6. Paweł Zuchniewicz - Prymas w Stoczku - 270 str. recenzja
7. Teresa Oleś - Owczarkowa - Mrówki w płonącym ognisku - 252 str. recenzja
8. C.S.Lewis - Smutek - 117 str. recenzja
9. C.S.Lewis - Problem cierpienia - 195 str. recenzja
10. Nina Reichter - Ostatnia spowiedź II - 345 str.recenzja
11. Artur Daniel Grabowski - Testament Eleonory - 259 str. recenzja
12. Rebecca Gable - Bracia Hioba - 875 str. recenzja
13. Anne Bronte - Agnes Grey - 232 str. recenzja
14. C.J.Daugherty - Dziedzictwo - 396 str. recenzja
15. Lucy Maud Montgomery - Błękitny zamek - 280 str. recenzja
16. Bogna Ziembicka - Wiosna w Różanach - 369 str. recenzja

We wrześniu przeczytałam 5678 stron, czyli 189 stron dziennie. Długie jesienne wieczory, brzydka pogoda i świetne lektury podwyższyły moje statystyki czytelnicze :).

Najlepsza książka miesiąca: "Dziedzictwo" i "Smutek". Ogólnie w tym miesiącu było wybitnie dużo dobrych książek :)
Najgorsza książka miesiąca: "Spadkobiercy"

W tym miesiącu na bloga dołączyło kilku obserwatorów, dzięki czemu udało się dobić do 150, a nawet więcej :).

We wrześniu nie było stosiku, gdyż mam teraz mały problem z gromadzeniem książek. Gdy już się ogarnę, to pokażę Wam prawdziwe stosiska, pełne niezwykle interesujących lektur :)

A jak Wam minął ten miesiąc, chwalcie się co dobrego przeczytaliście :)

niedziela, 29 września 2013

C.J.Daugherty - Dziedzictwo

Tytuł: Dziedzictwo
Autor: C.J.Daugherty
Liczba stron: 396
Wydawnictwo: Otwarte
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


"Dziedzictwo" to jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier drugiej połowy tego roku. Pierwsza część trylogii o Akademii Cimmeria, czyli "Wybrani" podbiła moje serce, wciągnęła, zafascynowała i sprawiła, że z ogromną nadzieją wypatrywałam kontynuacji. Autorka mnie nie zawiodła i przeniosłam się do zaśnieżonej szkoły, która wciąż skrywa wiele tajemnic.

Allie wraca do Cimmerii na zimowy semestr. Przed powrotem próbują ją dopaść mężczyźni w garniturach, którzy zdecydowanie nie mają dobrych zamiarów wobec wnuczki Lucindy. Z pomocą dziewczynie przychodzi ojciec jej koleżanki Rachel, który jest jednocześnie odpowiedzialny za ochronę uczniów i szkolenie w Nocnej Szkole. Allie otrzymuje propozycję dołączenia do tej grupy, co owocuje ogromnymi zmianami w jej życiu.

Główna bohaterka jest rozdarta między swoim chłopakiem Carterem, a Sylvainem, który ciągle przebywa w towarzystwie pięknej Francuzki, Nicole. Na szczęście autorka nie poprowadziła tego wątku w sposób łzawy i mdły i nie zrobiła taniego romansidła. "Dziedzictwo" dostarcza dreszczyku emocji, bo wiemy że ktoś z bohaterów musi być kłamcą i współpracować z Nathanielem. Mimowolnie zaczęłam robić pierwsze skojarzenia i już mam podejrzanego. 

"Dziedzictwo" trzyma rewelacyjny poziom swojej poprzedniczki. Bardzo polubiłam wciągający styl autorki, jej sposób opisywania wydarzeń i wreszcie stopniowanie odkrywania tajemnic. Niby coś wiemy, ale nie do końca. Podsuwa nam trop, ale jednocześnie mnoży sekrety. Jestem ogromnie ciekawa tomu trzeciego i tego, czy moje podejrzenia się sprawdzą. Co może okazać się tak ważne, że człowiek Nathaniela musi zabijać uczniów? Czemu Nathaniel chce zniszczyć Lucindę i całą Akademię? Odpowiedź tkwi w ostatniej części, do której już teraz Was zachęcam :)

Co do "Dziedzictwa" to czy ktoś z Was jeszcze nie poczuł się przekonany? Cudowna aura tajemniczości, dwie zwalczające się organizacje, morderstwa i sekrety - tę książkę po prostu trzeba poznać!

Moja ocena: 10/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

sobota, 28 września 2013

Teresa Oleś - Owczarkowa - Mrówki w płonącym ognisku

Tytuł: Mrówki w płonącym ognisku
Autor: Teresa Oleś - Owczarkowa
Liczba stron: 252
Wydawnictwo: Wydawnictwo M
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Niektórzy nie lubią wsi. Jest dla nich nudna, bo pozornie nic się nie dzieje, wszyscy się znają i tylko czekają na okazję, aby poplotkować, są ciekawscy. Miasto daje pewne ograniczenia relacji sąsiedzkich, bo wszyscy są zabiegani, a za ścianą mieszkają obcy ludzie. Można wyjść do klubu, restauracji, dużego sklepu. Wieś jest jednak spokojna i w tym starciu zdecydowanie wolę moją małą miejscowość od zgiełku miasta i obcych twarzy dookoła. Takie refleksje nasunęły mi się po lekturze książki "Mrówki w płonącym ognisku".

Teresa Oleś - Owczarkowa opisuje wieś sprzed lat, kiedy była jeszcze mało zmechanizowana, a ludzie żyli w mniejszym pośpiechu. Był czas na wspólną pracę i zabawę. A teraz? Sąsiedzi dzwonią do siebie zamiast pójść w odwiedziny, kontakt jest coraz słabszy. W dawnych czasach wieczorami spotykano się na grze w karty, wspólnej pracy, czy też popularne były wiejskie zabawy, które obowiązkowo kończyły się jakąś bójką. 

Styl autorki jest niesamowicie chaotyczny, luźno opowiada o poszczególnych wydarzeniach. Nie ma jednego, stałego kierunku, raczej opisuje to, co jej się w danej chwili przypomni, okrasi to przyśpiewką czy pieśnią religijną. Takie wspomnienia zdecydowanie nie każdemu przypadną do gustu, bo nie jest to łatwa lektura. Wieś, opisywana przez autorkę boryka się z problemami, wbrew pozorom nie jest spokojna i wesoła. Gwałty, kłótnie, alkoholizm, małżeństwa z przymusu i bieda. Ludzie jednak się nie poddają i mimo problemów idą śmiało przez życie, z nadzieją że coś się odmieni. 

A odmienia się w ich życiu dużo, powoli następuje cywilizacja, która nie dla każdego jest jeszcze do przyjęcia i zaakceptowania. Bo po co coś zmieniać, skoro i tak jest dobrze. Ale wieś musi się zmieniać, zmienia się na oczach autorki, która widzi, że ci, którzy wybili się i zrobili karierę w mieście niechętnie wracają i przyznają się do swojego pochodzenia. 

"Mrówki w płonącym ognisku" są przede wszystkim książką bardzo realistyczną, bo wiele podobnych opowieści o życiu na wsi sprzed kilkudziesięciu lat słyszałam również od swoich dziadków, wspominających jak było dawniej. Od tego czasu wiele rzeczy uległo zmianie, ale ten klimat wsi udało się autorce bardzo dobrze oddać. Jej historia jest jednak trochę dołująca i smutna, bo łatwo można zauważyć, że życie na wsi jest trudne, a jej mieszkańcy nierzadko mają ogromne problemy. 

Jeśli chcecie oderwać się od fikcji literackiej na rzecz wspomnień o wsi - polecam Wam zapoznanie się z "Mrówkami w płonącym ognisku".

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

piątek, 27 września 2013

Bogna Ziembicka - Wiosna w Różanach

Tytuł: Wiosna w Różanach
Autor: Bogna Ziembicka
Liczba stron: 369
Wydawnictwo: Otwarte
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Za oknem ostatnio ciągle deszczowo, przynajmniej u mnie na Podlasiu. Jesień na dobre, a ja Was chcę zaprosić do Różan, gdzie jest pięknie i wiosennie. Lubię książki, które mają swoją kontynuację, zwłaszcza jeśli autor ciekawie poprowadził pierwszą część. "Droga do Różan", która jest historią młodej kobiety, Zosi Boruckiej bardzo mi się spodobała, więc z miłą chęcią zaczęłam część drugą, czyli "Wiosnę w Różanach".

Zosię spotykamy ponownie w momencie, kiedy jej życie układa się cudownie. Odzyskała Różany, spodziewa się dziecka, jest w szczęśliwym związku z Krzysztofem. Niestety, w jednym momencie cały jej świat legnie w gruzach. Wszystko, co było dla niej ważne nagle jej umyka. Na szczęście Zosia ma wspaniałych przyjaciół - Mariannę i Eryka, którzy są gotowi stać za nią murem w każdym przypadku i dbają o nią. Ich wzajemne relacje są ciekawie nakreślone przez autorkę, jest to jakby idealny przykład tego, jak powinna wyglądać przyjaźń. W życiu przyjaciółek pojawiają się bracia Lackowscy, a jeden z nich zrobi niemałe zamieszanie, a Zosia spotyka jeszcze jednego wyjątkowego mężczyznę :)

Ogromne brawa za okładkę, po raz drugi jest przepiękna :). Co prawda bardziej kojarzy mi się z latem niż w tytułową wiosną, ale i tak należy do grona moich ulubionych i zdecydowanie zachęca do lektury. Idealnie dobrana do takiej typowej kobiecej obyczajówki, jaką zaserwowała nam pani Bogna Ziembicka.

"Wiosna w Różanach", w porównaniu ze swoją poprzedniczką jest znacznie smutniejsza. Marianna rzadziej sypie swoimi żartami, a przeżywająca tragedię Zosia ożywa tylko czasami. Powieść jest dobrą obyczajówką, okraszoną ciekawymi przepisami pani Zuzanny. Zabrakowało jej trochę ciepła Niani z poprzedniej części, ale była trochę bardziej bogata w ciekawe wydarzenia. Intryga też się znajdzie :). Książka jest warta polecenia i mimo wiosny w tytule także jesienią można po nią sięgnąć. 

Moja ocena: 7,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

środa, 25 września 2013

Anne Bronte - Agnes Grey

Tytuł: Agnes Grey
Autor: Anne Bronte
Liczba stron: 232
Wydawnictwo: MG
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl


Stali czytelnicy bloga mogli już zauważyć moją ostatnią fascynację siostrami Bronte. Dzisiaj chcę Wam przedstawić pozycję co prawda słabszą niż "Jane Eyre. Autobiografia" i "Lokatorka Wildfell Hall" ale nadal godną uwagi. Panie i panowie, poznajcie losy Agnes Grey :)

Nad rodziną Agnes zaczyna wisieć widmo nędzy. Dziewczyna, która dopiero zaczęła wkraczać w dorosłość postanawia zostać guwernantką i zająć się nauką i wychowaniem cudzych dzieci. Niestety, nie wszystko jest takie proste, jak się dziewczynie początkowo wydaje. Pracodawcy wymagają od niej dobrego wychowania dzieci, podczas gdy sami pokazują potomkom złe wzorce. Brak kary, pobłażliwość stosowana przez rodziców sprawia, że Agnes chce poszukać innego domu. Tam również sytuacja nie jest lepsza, ale dziewczyna poznaje pewnego duchownego, do którego szybko zaczyna czuć coś więcej niż sympatię. Czy Agnes znajdzie odwzajemnioną miłość? A może uczennica odbije jej ukochanego?

Historia przedstawiona przez Anne Bronte jest oparta na jej prawdziwych doświadczeniach. Młode dziewczyny często zostawały guwernantkami, bo był to dla nich i dla ich poziomu społecznego jedyny godny zawód. Agnes stawia czoła niepowodzeniom, jest silna i zdeterminowana, aby móc zarobić pieniądze i wspomóc rodzinę. Jednocześnie bohaterka jest bardzo samotna, szuka przyjacielskiej duszy, której mogłaby się zwierzyć ze wszystkich zmartwień i problemów. Potrzebuje kogoś, na kogo ramieniu mogłaby się wypłakać i doznać pocieszenia. Na szczęście nawet dla naszej bohaterki kiedyś zaświeci słońce :)

"Agnes Grey" to książka dla tych, którzy lubią piękny styl sióstr Bronte, opisy XIX - wiecznej Anglii, specyficzny klimat, który towarzyszy przedstawionej historii. Nie ma co prawda wartkiej akcji i mrożących krew w żyłach wydarzeń, ale fanom dobrej literatury obyczajowej powinna ta książka przypaść do gustu. Ja Wam ją bardzo polecam :)

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

poniedziałek, 23 września 2013

Rebecca Gable - Bracia Hioba

Tytuł: Bracia Hioba
Autor: Rebecca Gable
Liczba stron: 875
Wydawnictwo: Esprit
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



"Bracia Hioba" to premiera ostatnich dni. Ładnie wydany grubasek (blisko 900 stron) zasilił moją domową biblioteczkę, a ja niemal od razu zatopiłam się w lekturze. Czy nie okazało się to aż za dużo i czy rzeczywiście cały czas było ciekawie, a ja się nie nudziłam? Czy kilka dni, które poświęciłam na lekturę mogłabym wykorzystać lepiej?

Tytułowi bracia Hioba to bardzo różnorodna grupa. Chorujący na padaczkę Simon, Edmund uważający się za zmarłego króla, zrośnięci ze sobą Godryk i Wulfryk, seryjny morderca Regi, Luke - starszy mężczyzna przekonany o obecności węża w swoim brzuchu, upośledzony Oswald i wreszcie Losian, który nie wie kim jest i nie pamięta nic ze swojej przeszłości. Ta niezwykła ósemka towarzyszy postanawia opuścić wyspę, na którą zostali zesłani i rozpoczynają poszukiwania własnego miejsca na ziemi. Powrót do rzeczywistości nie jest dla nich łatwy, gdyż ich majątki zostały pozabierane, a kraj jest ogarnięty wojną o angielską koronę. 

Równocześnie z wojennym chaosem i starciami stronników cesarzowej Matyldy i Stefanem z Blois możemy obserwować tamtejszą społeczność. Wśród możnych aranżowane są małżeństwa dla interesu (nawet w najbliższym stopniu pokrewieństwa), duchowni są przekupni i grożą ekskomunikami, panuje brak akceptacji dla chorych i upośledzonych, a stosunki z ludnością żydowską są niezwykle napięte. Za sprawą Jozuego i Miriam autorka chciała przybliżyć zwaśnione strony i dzięki wspaniałemu lekarzowi, który pomógł Losianowi odzyskać pamięć i jego pięknej córce udało się tego dokonać. 

Dynamika akcji jest przez cały czas zmienna. Raz jest przegadany fragment, trochę filozoficznych rozmów bohaterów, innym razem wydarzenia galopują i nie można się oderwać od tekstu. Trzeba bardzo uważnie obserwować rozwój akcji, bo autorka postanawia nam znienacka rzucić bombę, kluczowe wydarzenie, które może wszystko zmienić. 

Bohaterów w książce jest co prawda sporo, ale najważniejsza była grupa uciekinierów z wyspy. Każdy z nich jest inny, ale ma znaczący wpływ na wydarzenia i to, w jakim kierunku się potoczą. Potrafią się uzupełniać i zaufać sobie nawzajem. Określenie "bracia" nie jest przypadkowe, bo właśnie taka braterska i pełna oddania więź tworzy się między naszymi bohaterami. Silniejsi opiekują się słabszymi, zawsze się wspierają i są gotowi narażać życie dla współtowarzyszy. 

Autorka barwnie opisuje drogę Henryka do objęcia tronu, co oczywiście nie udałoby się bez wybitnej pomocy Simona, bliźniaków i Losiana, którego prawdziwe imię brzmi Alan. Szczególną rolę pełni zaś Edmund uważający się za króla - męczennika. Jaką? Zapraszam Was do lektury :)). 

"Bracia Hioba" to książka zdecydowanie warta przeczytania. Historia miesza się z fikcją literacką, która jest podana w bardzo realistyczny sposób. Nic dziwnego, że sprzedano już ponad pół miliona egzemplarzy, bo ta powieść powinna trafić do dużej grupy odbiorców. Nieprzypadkowe są przychylne recenzje. Tę historię warto poznać i ja Was do tego gorąco namawiam. Idealna książka na długie jesienne wieczory :)

Moja ocena: 8,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

niedziela, 22 września 2013

Lucy Maud Montgomery - Błękitny zamek

Tytuł: Błękitny zamek
Autor: Lucy Maud Montgomery
Liczba stron: 280
Wydawnictwo: Egmont
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Lucy Maud Montgomery to pisarka, której zdecydowanie nie trzeba nikomu przedstawiać. Mnóstwo dziewczyn wychowało się na jej bestsellerowej serii o Ani, do której ja również mam ogromny sentyment. Wiedziona pozytywnym przeczuciem postanowiłam sięgnąć po "Błękitny Zamek", czyli piękną opowieść o miłości. Już sam tytuł jest kuszący, uwielbiam brzmienie słowa "błękitny" :).

Valancy Stirling ma 29 lat. W rodzinie jest już uważana za starą pannę, co jest powodem do kpin. Dziewczyna jest stłamszona przez swoich najbliższych, wśród których są naprawdę niezłe charakterki. Nieoczekiwanie Valancy dowiaduje się, że ma ciężką chorobę serca i nie przeżyje dłużej niż rok. Jest to dla niej motywacją do zmiany swojego życia, zachowywania się tak, jak sama chce, a nie jak jest to wymagane przez despotyczną rodzinkę. Wyprowadza się do Ryczącego Abla, aby opiekować się jego chorą córką. Po jej śmierci oświadcza się miejscowemu postrachowi - Barneyowi. Snaith żeni się z Valancy z litości, a ich związek jest ciosem dla rodziny Stirlingów. Snaith ma bowiem tajemniczą przeszłość i jest obwiniany o mnóstwo złych uczynków. Valancy powoli odkrywa skrywane przez męża sekrety, które są dla niej coraz bardziej zaskakujące...

Bardzo dobra historia! Montgomery rysuje nam obraz rodzącej się relacji między Valancy i Barneyem. Jest to małżeństwo skrytykowane przez wszystkich Stirlingów, a trzeba zaznaczyć, że krytykowanie to ich ulubione zajęcie :). Dało się jednak przewidzieć, że musi w życiu Snaithów nastąpić ogromna rewolucja i cóż, nie trzeba być Sherlockiem żeby móc odgadnąć zakończenie. Było jednak ciekawie i to jest najważniejsze. 

Część z Was może znać tą historię, tylko z innymi, spolszczonymi imionami bohaterów. Dzięki recenzji Kasiek i przypomnieniu o Bubie uświadomiłam sobie, że i ja dawno temu poznałam "Błękitny zamek", tylko nie mogłam tego skojarzyć właśnie przez oryginalne imiona. 

"Błękitny zamek" to historia absolutnie dla każdego. Zachwycą się nią zarówno matki, jak i córki. Dzięki uniwersalności można ją odnieść do każdej z nas, bo nie ma chyba osoby, która by nie marzyła. A ta książka udowadnia, że marzenia się spełniają. Trzeba tylko wyjść im naprzeciw. 

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

czwartek, 19 września 2013

Mira Grant - Przegląd Końca Świata: Feed

Tytuł: Przegląd Końca Świata: Feed
Autor: Mira Grant
Liczba stron: 492
Wydawnictwo: SQN
Żródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Moja opinia na temat tej książki początkowo miała być bardzo negatywna. Planowałam tę książkę zjechać najbardziej w historii bloga, bo ogromnie mnie nudziła i nie mogłam się wciągnąć. Na szczęście nie rzuciłam jej w kąt, tylko przemogłam niecałe 200 stron, a po nich autorka zaczęła rzucać prawdziwe bomby, a ja coraz bardziej byłam wgniatana w fotel. Wszystko nagle nabrało rozpędu, a ja jestem wciąż pod wrażeniem rewelacyjnej historii zaserwowanej nam przez Mirę Grant.

"Przegląd Końca Świata: Feed" opisuje świat, w którym nie ma już chorych na raka czy przeziębionych. Dzięki genialnemu lekarstwu udało się wyeliminować te choroby. Niestety, zamiast tego na Ziemi są zombie. Co prawda są wyspecjalizowane sprzęty, które wykrywają ich bliskość oraz błyskawicznie diagnozują zarażonych, aby nie byli zagrożeniem dla zdrowych. Co jeszcze zmieniło się w "przyszłości"? Głównym środkiem przekazu informacji są blogerzy. A jest co przekazywać, bo właśnie trwa kampania prezydencka, a trójka głównych bohaterów, wraz ze swoimi współpracownikami może z bliska przyglądać się jednemu z kandydatów. Jak można się łatwo domyślić ktoś będzie chciał mu zaszkodzić, a wskazówki odmierzające czas do wyborów nieubłaganie przyśpieszają czas wielkiego ataku... Więcej Wam nie zdradzę :)).

Georgia i Shaun Masonowie oraz Buffy to blogerzy, którzy otrzymują niezwykłą szansę: uczestniczenie i relacjonowanie kampanii wyborczej senatora Rymana. Jest to dla nich przepustka do podniesienia statystyk, zdobycia popularności i wspięcia się na szczyt. Relacje łączące Masonów są niezwykłe. Rodzeństwo, mimo mnóstwa sprzeczek jest nierozłączne, mają do siebie bezgraniczne zaufanie i bardzo się kochają. W rozmowach są często ironiczni (podobnie jak Buffy), ale nie da się ukryć zatroskania i ogromnej sympatii, jaką darzą siebie nawzajem. Każde z nich jest inne, wnosi do przyjaźni inne rzeczy, które zebrane razem tworzą wspaniałą całość.

Autorka, mimo zaplanowanej kontynuacji nie bała się popełnić kilku drastycznych zabiegów, nieodwracalnie skomplikowała życie bohaterów. I to było chyba najlepsze, bo potrafiła mnie zaskoczyć, a to jest klucz do sukcesu. Kreacje postaci zapadają w pamięć, od początku da się zorientować kto jest kim, ale niekoniecznie po czyjej stoi stronie. 

"Przegląd Końca Świata: Feed" to thriller polityczny, w którym zombie stanowią tylko tło dla dramatycznych wydarzeń, intryg i spisków. Gdyby nie to, że początkowa część mocno mnie wynudziła, to byłabym zachwycona tą powieścią. Będę jednak zgodna ze swoim sumieniem i ocenię ją jako bardzo dobrą i polecę ją Wam z prośbą, abyście się nie poddawali i próbowali brnąć dalej. Zapewniam, że lektura okaże się jednak wartą uwagi :)

Moja ocena: 7,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

wtorek, 17 września 2013

Andrzej Sawicki - Honor Legionu

Tytuł: Honor Legionu
Autor: Andrzej Sawicki
Liczba stron: 350
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/




Dzisiaj będzie historycznie i zabawnie czyli czas na przygody Kazimierza Luxa :)

Andrzej Sawicki wprowadza czytelnika w świat trudny dla naszych rodaków, kiedy Polska nie istniała na mapie, ale była wciąż żywa w sercach obywateli. Jednym z nich jest Kazik, siedemnastolatek, który w wojsku jest furierem, zajmującym się dostarczaniem żywności dla żołnierzy. Pewnego razu wykrada część jedzenia dla swojej kochanki, Włoszki. Zarówno dziewczyna, jak i wojskowi, którzy zdążyli skosztować mięsa umierają. Wszystko wskazuje na to, że żywność była zatruta, a za sprawą stoją masoni. Kazimierz jest początkowo podejrzewany o współpracę z nimi, i aby oczyścić swoje dobre imię przystępuje do śledztwa i staje się szpiegiem. Chłopak igra z życiem, śmierć kilkukrotnie zagląda mu w oczy, ale nasz bohater, dzięki wybitnemu sprytowi, wychodzi cało z każdej opresji.

Akcja powieści rozgrywa się na przełomie 1797 i 1798 roku. We Włoszech stacjonują Legiony Polskie. Silny oddział jest pewnym zagrożeniem dla przywódców wielkich mocarstw, przykładem dla innych wojsk. Młody warszawiak, Kazimierz Lux jest postacią autentyczną, przeniesioną na karty powieści. Autor oddał jego losy tak, że jest nie do podrobienia, nie ma w nim ani odrobiny sztuczności. Od razu urzekł mnie swoim zachowaniem, śmieszyły mnie jego perypetie, a w groźnych momentach trzymałam za niego kciuki. 

Czas na najważniejsze: tą książką nie da się znudzić. Akcja jest szybka i wciągająca, a opisy dopracowane tak, że możemy się poczuć tak, jakbyśmy byli w centrum wydarzeń. Chce się więcej i więcej, aż szkoda mi było kończyć lekturę. Minusy? Większych nie stwierdziłam, czyli jest bardzo dobrze :)

Kończąc, ta książka jest tak naprawdę dla każdego, kto lubi powieści z historią, dynamiczną akcją, bohaterami, którzy ani trochę nie są sztuczni i prezentują przeróżne motywy swojego zachowania. Cóż, naprawdę warto zapoznać się z Kazikiem i do tego Was zachęcam.

Moja ocena: 8,5/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

niedziela, 15 września 2013

Artur Daniel Grabowski - Testament Eleonory

Tytuł: Testament Eleonory
Autor: Artur Daniel Grabowski
Liczba stron: 259
Wydawnictwo: Oficynka
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Lubicie polskie kryminaly? A lubicie wątek romansowy wpleciony w akcję? Jeśli tak, debiutacka powieść Artura Daniela Grabowskiego jest czymś dla Was :).


Thomas Michel, główny bohater książki dostaje telefon z informacją, że jego przyjaciółka, starsza od niego hrabina Eleonora nie żyje. Jak udaje się ustalić policji i pełnomocnikom zmarłej, śmierć nie była przypadkowa. Kobieta zostawiła mu list ze wskazówkami odnośnie kilku spraw i obiecuje, że jego życie już wkrótce znacznie się zmieni... Jaką tajemnicę skrywała Eleonora? Kim tak naprawdę jest Angela? Czy miłość Thomasa i Marty zwycięży? Tego wszystkiego dowiecie się dzięki lekturze "Testamentu Eleonory" :).


Akcja rozgrywa się we Frankfurcie i muszę przyznać, że autor bardzo interesująco opisał zakamarki tego miasta. I co najważniejsze: opisał, ale nie znudził mnie zbytnimi szczegółami, potrafił znaleźć moment, w którym trzeba przyśpieszyć akcję, a w którym dać czytelnikowi chwilę oddechu.


Niestety, ta książka ma spory minus. Jest przewidywalna. Nie było momentu zaskoczenia, właściwie od samego początku odgadłam tajemnicę Eleonory. Dla jednych plusem, dla innych poważną wadą będzie umieszczenie romantycznego wątku. Akurat ja lubię jak jest momentami (ale nie za często) odskocznia od śledztwa, morderstwa i napięcia na rzecz czegoś zupełnie przyziemnego. Pan Grabowski, mimo że jest mężczyzną to wątek romantyczny opisał tak, jak ma to miejsce w romansidłach: dużo, dużo miłości i piękne, czułe słowa :).

Zabrakło mi lepszego opisu mordercy, jego osoba została potraktowana trochę po macoszemu. Takich rzeczy w kryminałach wiecznie mi mało, bo lubię poznawać bliżej motywy, towarzyszące mordercy uczucia i emocje. 

Podsumujmy: debiut Artura Danieba Grabowskiego jest dobry, tylko od samego początku możemy się domyślić zakończenia. Obserwowanie tego, jak bohaterowie do tego docierali było dla mnie jednak przyjemnością. "Testament Eleonory" to świetna lektura na długie jesienne wieczory, a właściwie jeden, bo książkę czyta się błyskawicznie :)

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

piątek, 13 września 2013

Kaui Hart Hemmings - Spadkobiercy

Tytuł: Spadkobiercy
Autor: Kaui Hart Hemmings
Liczba stron: 350
Wydawnictwo: Znak
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Uwaga! Będzie nudno!

"Młoda pisarka podbiła Spadkobiercami serca czytelników" - no cóż, te słowa zachęcają do przeczytania. Informacja o tym, że na podstawie książki powstał film, który zgarnął Oscara za najlepszy scenariusz zapewnia, że warto zapoznać się z tą historią. Czy moim zdaniem warto? Szczerze? Jest mnóstwo znacznie lepszych książek, które koniecznie trzeba w swoim życiu przeczytać.

Matt King, spadkobierca ziemi na Hawajach jest w bardzo trudnej sytuacji życiowej. Nie dość, że jego żona miała wypadek i leży w śpiączce w szpitalu, to jeszcze musi nauczyć się wychowywania dorastających córek i zmierzyć z pogłoskami o romansie żony. Musi także podjąć decyzję, w czyje ręce trafi dziedzictwo rodziny Kingów i któremu z kupców sprzedać rodzinną ziemię. 

Matt odwiedza chorą żonę, namawia młodszą córkę do powiedzenia czegoś mamie, ta nie chce nic powiedzieć, a za chwilę rzuca jakiś absurdalny tekst. Kilka dni pod rząd sytuacja się powtarza. Matt jedzie po starszą córkę, ona przyjeżdża z przyjacielem, który jest chłopakiem z problemami. Alex jest pokłócona z matką, gdyż dowiedziała się, że Joanie zdradza jej ojca. Cała gromadka jeździ do szpitala, tam dzieje się kilka dziwnych sytuacji, później jadą z wiadomościami do znajomych i rodziny Joanie, a później jadą odszukać jej kochanka. I wychodzi na jaw wielka tajemnica. A Matt z ojca, który zupełnie nie znał swoich córek, który ich wychowanie zostawiał matce, nagle staje się supertatusiem. Koniec. Nudno, nudno, przewidywalnie i nudno.

Czas na plusy. Clooney na okładce. Dobry pomysł na fabułę. Koniec plusów.

Autorka totalnie mnie nie przekonała. Historia przez nią przedstawiona w znacznej części była powtarzającym się schematem, tymi samymi zdaniami i sytuacjami. Wątki, które mogły zostać poprowadzone znacznie bardziej ciekawe, odebrałam jako spłycone, zabrakło zaciekawienia i wciągających wydarzeń. 

Tę książkę źle mi się czytało i źle mi się o niej pisze. Wiecie dobrze, że nie lubię w dużym stopniu skopywać danej książki, ale w tej nie znalazłam nic, co przyciągnełoby mnie do niej po raz drugi. Zbyt monotonna, zapadnie mi jednak w pamięć na długo, chociaż niestety, nie będą to dobre wspomnienia. Na lubimyczytac.pl jest sporo pozytywnych opinii, więc przed sięgnięciem po tę pozycję przeczytajcie kilka z nich i wspomnijcie moją, skrajnie negatywną. 

Moja ocena: 2,5/10 (za okładkę)

czwartek, 12 września 2013

Czwartkowe pogaduszki czyli szczęśliwy moment :)

Hej :). Jak już wiedzą fani bloga na Facebooku (swoją drogą, jak pięknie brzmi słowo "fani") liczba 150 obserwatorów bloga została przekroczona, a osobą, która zaobserowała jako 150 była Alien. Od świętowania 100 obserwatorów minęło co prawda ponad pół roku, ale sukces i tak cieszy :). W związku z tym taka moja pozytywna notka i zaproszenie Was do małej dyskusji. 

Zakładając bloga to właśnie liczbę 150 obserwatorów uznawałam za taką wymarzoną, z której będę miała satysfakcję i poczucie, że po coś jednak w tej blogosferze jestem. 

Jestem ogromnie ciekawa, jaki był Wasz szczęśliwy moment w blogowaniu, podzielcie się koniecznie :). Dzisiaj mam zapotrzebowanie na coś pozytywnego, bo pogoda za oknem zdecydowanie mnie usypia, więc do dzieła :)

Kochani, jeszcze jedna sprawa. Jednemu z blogerów też się zachciało okrągłej liczby, więc jeśli jeszcze nie znacie tego bloga, to zapraszam Was na www.dabudubida.com :))

środa, 11 września 2013

Paweł Zuchniewicz - Prymas w Stoczku

Tytuł: Prymas w Stoczku
Autor: Paweł Zuchniewicz
Liczba stron: 270
Wydawnictwo: Promic
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/




Osoba Prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego od kilku lat nie jest mi obca. Regularnie (chociaż niestety bez większych osiągnięć :)) brałam udział w konkursach poświęconych jego osobie i epoce, w której przyszło mu żyć i stać na czele Kościoła w Polsce. Bardzo chętnie czytam o losach Wyszyńskiego, więc nic dziwnego, że ucieszyła mnie zapowiedź wydawnictwa odnośnie pozycji opisującej czas pobytu prymasa w Stoczku.

Paweł Zuchniewicz w swojej publikacji opierał się na raportach pisanych przez TW "Krystynę". Ich autorstwo przypisuje się księdzu Skorodeckiemu, współwięźniowi Wyszyńskiego, a Zuchniewicz przyjmuje, że ksiądz przyznał się prymasowi do donosów. Wszystkie zapisy opatrzone są datami, dzięki czemu łatwiej możemy umieścić dane wydarzenia w czasie. 

Mundurowi pilnujący więźniów, niedostarczanie listów, cenzura, podsłuchy i niedogodności, jakie doskwierały uwięzionym w Stoczku są bardzo dokładnie nakreślone. Jednocześnie, bardzo dobrze jest opisany stosunek prymasa do całej sytuacji: najważniejsze było dla niego, aby nie zostać wywiezionym poza granice Polski, aby rodzina nie miała przez jego stanowisko żadnych nieprzyjemności. Nie dał się złamać SB, bo wszystko postawił na wiarę i to ona dawała mu siłę. 

Ładne wydanie idealnie dopełnia się z treścią, ale to już żadna niespodzianka, że wydawnictwo stara się o to, aby książki zapewniały nie tylko ucztę duchową, ale i coś miłego dla oka. Warto zaznaczyć, że dzięki formie powieściowej historia Prymasa Wyszyńskiego łatwiej wpadnie nam w pamięć i na dłużej tam zostanie. Wszystkim zainteresowanym dziejami polskiego hierarchy powinna przypaść do gustu, bo nie ma tu suchych faktów tylko słowa, emocje, które towarzyszyły przetrzymywanym w Stoczku. 

Jeśli chodzi o mnie, to znacznie wolę taką formę biografii niż te tradycyjne. Bardzo bym chciała całą przeczytać całą serię książek o uwięzieniu kardynała. A "Prymasem w Stoczku" zarówno ja, jak i moja babcia jesteśmy zachwycone :).

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki



Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

poniedziałek, 9 września 2013

H.P.Lovecraft - Koszmary i fantazje. Listy i eseje

Tytuł: Koszmary i fantazje. Listy i eseje
Autor: H.P. Lovecraft
Liczba stron: 371
Wydawnictwo: SQN
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



H.P.Lovecraft przeszedł do historii literatury jako jeden z wybitnych twórców grozy. Niestety, ciągle było mi z jego twórczością nie po drodze, gdzieś się odsuwała na dalszy tor. Zaczęłam więc przygodę z Lovecraftem od zbioru listów, których pisał naprawdę mnóstwo, nierzadko o długości kilkudziesięciu stron i esejów, z których na ogromną uwagę zasługuje zwłaszcza jeden, o którym kilka słów za chwilę :)

Z niektórych listów aż kipi przyjaźń i wzajemne przywiązanie, inne są utrzymane w serdecznym, aczkolwiek niezbyt bliskim tonie. Jest to związane z tym, że nie wszystkich adresatów Lovecraft znał osobiście (co dokładnie wyjaśnia nam spis "kto jest kto" na końcu książki), z częścią utrzymywał tylko wieloletnią korespondencję. Odbiór jego twórczości epistolarnej byłby może odrobinę jaśniejszy, gdybyśmy mieli wgląd w listy, na które on odpowiada. Autorzy zbioru postawili na skracanie długich tekstów i eksponowanie tego, co najważniejsze. W przeciwnym razie czytelnik otrzymałby liczące kilkaset, jeśli nie tysiące stron listów.

Jeśli chodzi o eseje, to moją uwagę najbardziej przykuł ten dotyczący psów i kotów. Lovecraft, zapalony miłośnik tych drugich wieloma argumentami stara się udowodnić, że kot to arystokrata, a pies to chłop wśród zwierząt. Autor pisał z takim przekonaniem i zaangażowaniem, że niemal udało mu się wykorzenić moją sympatię do wiernych psów, na rzecz nieco egoistycznych i wyniosłych kotów. 

Kolejnym, ogromnym plusem tej pozycji jest spis pomysłów ponad 200, które autor chciał wykorzystać, bądź wykorzystał w swoich utworach. Dużą część z nich chętnie zobaczyłabym w rozbudowanej formie :). 

"Koszmary i fantazje. Listy i eseje" to pozycja dla każdego miłośnika listów, dla fana Lovecrafta, który chce poznać zdanie autora na tematy ważne i te dotyczące spraw codziennych, wreszcie dla tych, co chcą przekonać się, czy po Lovecrafta warto sięgać. Ta pozycja przekonuje, że warto, a ja mogę dodać od siebie, że teraz moja ciekawość odnośnie jego dzieł znacznie wzrośnie :)

Moja ocena: 8/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki


Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

sobota, 7 września 2013

C.S.Lewis - Problem cierpienia

Tytuł: Problem cierpienia
Autor: C.S.Lewis
Liczba stron: 195
Wydawnictwo: Esprit
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Chyba nie ma książki, w której nie występowałoby cierpienie. Może ono przyjmować różne formy, może mieć mnóstwo przyczyn i nie da się go uniknąć. Nie ma nikogo, kto by go kiedyś nie odczuwał. C.S.Lewis poruszał tę tematykę w swoich utworach ("Dopóki mamy twarze" i genialnym, bardzo osobistym "Smutku").

Autor nie pozwala sobie na stwierdzania suchych faktów, na podsunięcie nam gotowej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie, Lewis zadaje pytania i szuka na nie najlepszej odpowiedzi. Gdy znajdzie i sformułuje swój osąd podkreśla, że może się mylić, że to co pisze, to jedynie jego własny punkt widzenia. Czytelnik nie musi się z nim zgadzać, może rozpocząć własną wędrówkę w poszukiwaniu prawdy.

Gdybym przeczytała tę książkę przed "Smutkiem" uznałabym, że lepiej o cierpieniu już nie da się napisać, a "Smutek" odebrałabym jako pozycję naprawdę genialną. "Problem cierpienia", w porównaniu ze wspomnianą pozycją był dobry, ale za mało było emocji, wglądu w uczucia autora, które byłyby zupełnie odarte z niepotrzebnej otoczki. Wiem, że marudzę, bo Lewis i tak zasiada w gronie autorów, do których mam ogromny szacunek, sympatię i cokolwiek by napisali, to i tak będę to czytać z zaciekawieniem i mam nadzieję, że odbiorę z zachwytem. Warto jednak skonfrontować obie pozycje, bo zawierają cenne wskazówki w poszukiwaniu źródeł, przyczyn i możliwości ukojenia bólu i cierpienia.

Okładka to przedstawienie dwóch przytulających się osób. Nie jest to jednak relacja miłosna, czy pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Przedstawiony gest symbolizuje przyjaźń i wsparcie, którego tak bardzo nam podczas cierpienia potrzeba. 

Jak mogę podsumować tę pozycję? Komu powinnam ją polecić? Z pewnością tym, którzy chcą poszukiwać, którzy chcą poznać sens cierpienia i kilka sposobów podejścia do tego tematu. Miłośnikom Lewisa. Wreszcie tym, którzy chcą odskoczni od fikcji literackiej. Znowu polecam :)

Moja ocena: 7/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

czwartek, 5 września 2013

Nina Reichter - Ostatnia spowiedź II

Tytuł: Ostatnia spowiedź II
Autor: Nina Reichter
Liczba stron: 345
Wydawnictwo: Novae Res
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/



Był grudniowy poranek 2012 roku. Kurier przywiózł niedużą przesyłkę, z podobno typowo młodzieżową książką. Była to "Ostatnia spowiedź", czyli piękna historia o miłości. Dla przypomnienia, moja recenzja. Teraz nadeszła pora na zapoznanie się z kontynuacją i muszę przyznać, że niecierpliwie czekałam na premierę. Nie mogłam się doczekać, kiedy ponownie spotkam się z Bradinem, Ally i Tomem, zwłaszcza po dramatycznym zakończeniu pierwszego tomu.

Bradin, tuż po postrzeleniu przez psychofankę jest w ciężkim stanie. Jest przekonany, że Ally i Tom są razem i ciągle mydlili mu oczy. Wskutek długich rozmów i ogromnych pokładów miłości, jaką darzy Ally postanawia spróbować jej ponownie zaufać. Para przeżywa wzloty i upadki, kłótnie i cudowne chwile. Ich miłość jest tak silna, że przezwycięża wszystko. Ale czy uda się im wygrać walkę z osobami, które chcą zniszczyć ich szczęście? Czy Ally poradzi sobie ze swoją przeszłością, rodziną i popularnością Bradina? Czy on będzie potrafił powstrzymać zazdrość o innych mężczyzn, z własnym bratem na czele?

Obydwa tomy "Ostatniej spowiedzi" znacznie się od siebie różnią. O ile wcześniej relacje łączące bohaterów były czysto psychiczne, teraz pożądanie bierze górę i muszę się chyba przyczepić, że zdecydowanie brakuje mi wcześniejszych niedopowiedzeń, tego jak oboje musieli się hamować przed wybuchem emocji. Wyczuwało się tę cienką granicę napięcia i to chyba było bardziej wymowne niż sceny seksu. Na plus (a nawet ogromny plus) trzeba zaliczyć fakt, że autorka wprowadziła nowych bohaterów, a tych starych nieco rozbudowała. Tom to już nie cwaniak o twardym sercu, który nastawia się na przelotne związki. Gabi - makijażystka staje się naprawdę dobrym duchem i podporą dla bohaterów. Violet, czyli była dziewczyna Bradina oraz Bastian - przyjaciel chłopaków to bohaterowie, którzy mają niejedno oblicze. Będę wyglądać kontynuacji ich losów w kolejnej części, zwłaszcza że kilka wątków nie doczekało się zakończenia.

Ally i Bradin bardzo wydorośleli. Zaczynają myśleć o przyszłości, o tym, jak pogodzić ich uczucie z przeciwnościami ze strony rodziców Ally i zobowiązań Czarnego. Dzięki tym wątpliwościom mamy okazję trochę wkraść się w wielki świat wywiadów, koncertów i prób, zrozumieć gwiazdy, które zmagają się z popularnością. Trochę możemy nawet współczuć tym naszym młodym, bo życie rzuca im kłody pod nogi i nie wiemy, czy uda się pokonać wszelkie trudności. 

Jak można było się spodziewać, pani Reichter znowu postanowiła uraczyć nas garścią pięknych, naprawdę pięknych słów, które wyrażają te najpiękniejsze z uczuć - miłość.  No i soundtrack, którego co prawda nie słuchałam podczas czytania, ale podczas pisania odtwarzałam kolejne piosenki. Kilka z nich od razu powędrowało do mojej playlisty, inne znam i uwielbiam od dawna :). Są świetnie dobrane do historii, która rozgrywa się na kolejnych stronach. 

Po raz kolejny dostaliśmy świetną opowieść o miłości, która jest po prostu piękna. Wymarzona i idealna. Wręcz nieprawdopodobna. A jednak, historia Ally i Bradina jest opisana w taki sposób, że mimo wszystko jest realistyczna. Skłamałabym mówiąc, że nie porusza, bo niektóre sceny ruszą nawet twarde serducha. Znowu Wam polecam, bo jest w niej coś po prostu pięknego. Co nie pozwala zapomnieć o bohaterach. Co każe odliczać dni do kolejnej części i zakończenia losów bohaterów. Coś, co każe postawić ją na półce z ulubionymi i szczerze ją wszystkim polecić. Mnie totalnie pochłonęła i mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu :).

„Pytasz mnie, jak stworzyć miłość tak piękną i niedoścignioną, by echa jej słów odbijały się po stokroć, ożywając w umysłach raz po raz od nowa. Pytasz, jak dobierać zdania, by dźwięki melodii nigdy nie ustały, a gwarny szum braw był tak samo wyraźny jak krople kapiących łez, które słyszałeś tylko w swojej głowie. Pytasz mnie, nie dostrzegając, że setki zdań i tysiące słów kiedyś obrócą się w nicość i pozostawią po sobie jedynie blady ślad istnienia. To nie finezja słów i kolejność zdań będą tym, co zapamiętałeś. To jedynie zarys obrazu sprzed Twoich oczu stworzy wspomnienie, którego nigdy nie stracisz.”

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki 
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

środa, 4 września 2013

Anne Bronte - Lokatorka Wildfell Hall

Tytuł: Lokatorka Wildfell Hall
Autor: Anne Bronte
Liczba stron: 525
Wydawnictwo: MG
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl



O moich zachwytach dotyczących Charlotte Bronte mogliście już czytać dwukrotnie, konkretnie za sprawą powieści "Jane Eyre. Autobiografia" i "Profesor". Twórczość tej siostry postanowiłam odłożyć chwilowo na bok i zapoznać się z Anne i jej "Lokatorką Wildfell Hall". Jest to powieść do tej pory niewydawana w Polsce, więc wydawnictwo MG wykonało podwójnie dobrą robotę: wydało świetną książkę w jak zawsze rewelacyjnej oprawie. Co sprawiło, że "Lokatorka Wildfell Hall" zachwyca już od pierwszej strony?

Helen Graham, wraz ze swoim synkiem Arthurem pojawia się nagle w Wildfell Hall. Młoda kobieta w żałobie wytwarza wokół siebie aurę tajemniczości: nie zawiera zwyczajowych przyjaźni, niechętnie uczestniczy w sąsiedzkich ploteczkach i unika rozmów o sobie. Niedostępność kobiety przyciąga uwagę jednego z okolicznych mieszkańców - Gilberta. Mężczyzna próbuje się do niej zbliżyć, poznać skrywany sekret. Helen wręcza mu swój dziennik, w którym opisuje minione, bardzo bolesne dni spędzone u boku męża. Arthur Huntingdon początkowo uwielbiał Helen (o czym dowiadujemy się już z lektury jej wspomnień), ale szybko stracił zainteresowanie żoną, zaczął traktować jak zbędny przedmiot, bezlitośnie kpił z niej i szydził. Dodatkowo kobieta musiała znosić jego pijackie wybryki i nieprzyjemności ze strony kochanki Arthura. Kiedy sytuacja staje się nie do zniesienia Helen dojrzewa do decyzji o porzuceniu męża...

"Lokatorka Wildfell Hall" kilkakrotnie porusza problem nierówności pomiędzy kobietami i mężczyznami. Kobiety były traktowane jak gorsze, miały być posłuszne, zajmować się domem, dziećmi, zabawiać damskie towarzystwo podczas przyjęć. Wobec męża powinny być bezkrytyczne, nawet gdy opuszczają je dla hazardu, alkoholu, czy innych kobiet. Ba! To żona powinna przyjąć na siebie winę za zły charakter małżonka.

Arthur Huntingdon jest właśnie takim klasycznym przykładem anty-męża, którego postać była skonstruowana naprawdę świetnie. Cały czas zastanawiałam się, jak autorka będzie dalej kreować jego chatakter, czy postawi na cudowną przemianę, czy do końca będzie trwać przy takim samym obrazie. Arthur to bohater, którym ma się ochotę potrząsnąć i nagadać, że powinien się zmienić. Mężczyzna nic by sobie z tego i tak nie zrobił, bo swoje docinki wobec Helen, brak szacunku i nastawianie syna przeciwko matce uznawał za zabawne.

Zupełnie przeciwstawnym bohaterem okazał się Gilbert, którego uczucia do Helen były szczere, nie okazały się jedynie zauroczeniem, które szybko mija. Jest w nim jeszcze młodzieńcza dusza, skłonna do rozdrażnienia, podejmowania pochopnych decyzji, ale jest to jednak postać, która jest zdecydowana, a w obronie prawdy i sprawiedliwości gotowa do poróżnienia z rodziną.

Bohaterki też dzielą się na te, do których pałamy sympatią i te zdecydowanie negatywne, wśród których pierwsze miejsce zdobyła Eliza. Mściwa, wredna, cieszy się z cudzego nieszczęścia. Wrogo nastawiona do Helen, czyli bohaterki, której bardzo mocno kibicowałam. Helen jest postacią zdeterminowaną, odważną, gotową nawet na biedę, aby tylko wyrwać syna spod złych wpływów ojca. Nie czeka biernie na decyzje losu - bierze go w swoje ręce, co owocuje bardzo ciekawym zakończeniem.

Pani Bronte pisze pięknie, a jej powieść jest dopracowana od pierwszej do ostatniej strony. Akcja toczy się powoli, autorka ujawnia kolejne fakty, których początkowo nie rozumiemy, ale podczas lektury dziennika Helen układają się one w całość i z początkowego niezrozumienia rodzi się współczucie. Dużo jest tutaj wątków obyczajowych, które dają nam pełen obraz tamtych czasów. 

Moja pierwsze spotkanie z Anne Bronte było cudowne. Niesamowicie się wciągnęłam i ani obejrzałam, a byłam już za połową. Autorka uczyniła historię Helen i Gilberta wyjątkową i naprawdę wartą zapamiętania przez kolejne pokolenia. Ja osobiście gorąco Wam ją polecam :)

Moja ocena: 9/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki

Fakt ten nie wpływa na moją ocenę

To była jedna z moich najdłuższych opinii, dotrwał ktoś z Was do końca? :D

poniedziałek, 2 września 2013

C.S.Lewis - Smutek

Tytuł: Smutek
Autor: C.S.Lewis
Liczba stron: 117
Wydawnictwo: Esprit
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl/


Stało się. Kolejna książka C.S.Lewisa jest za mną. Jego twórczość bardzo mnie zaciekawiła, wręcz mogę powiedzieć, że szybko dołączył do grona pisarzy których cenię, a na których książki spoglądam z uśmiechem i pewnością, że będzie to wspaniała czytelnicza uczta. Autor porusza tematy trudne, pisze o wierze, bądź jej braku, o próbie zapomnienia, o cierpieniu, miłości i śmierci. Tak naprawdę pisze o wszystkim, co nas otacza i z czym prędzej czy później będziemy musieli się zmierzyć. Jak ja, jako dwudziestolatka, dopiero wchodząca w życie i poznająca je odebrałam jego najtrudniejszą i zdecydowanie najbardziej osobistą książkę w dorobku pisarza?

C.S.Lewis robi rzecz niezwykłą. Zaprasza czytelnika do przeczytania najbardziej osobistych zapisków, dotyczących tego co czuł po śmierci ukochanej żony. Pozwala nam przyjrzeć się z bliska tęsknocie, ogromnej pustce, cierpieniu i doświadczeniom. Nie jest to jednak w żadnym stopniu żebranie o współczucie - wręcz przeciwnie - autor swoimi zapiskami może pomóc innym uporać się ze stratą najbliższej osoby. Dziennik C.S.Lewisa jest dla mnie czymś tak bardzo intymnym, że wręcz nie wiedziałam, czy dalej kontynuować lekturę, czy powinnam coraz bardziej wdzierać się w jego prywatną żałobę. Z drugiej strony, zapisywane przez niego myśli były tak piękne, że nie darowałabym sobie, gdybym nie skończyła czytania. Kolejne strony zapisków, mimo że bez dat czy konkretnych wskazówek, wyznaczają drogę do pożegnania pisarza z żoną. 

O "Smutku" nie trzeba dużo pisać i mówić. Te dzienniki Lewisa trzeba po prostu poznać. Niekoniecznie w najtrudniejszym momencie życia, kiedy opuściła nas na zawsze ważna osoba. W każdej chwili można zastanowić się nad treścią i uczestniczyć w przeżyciach autora. Polecam Wam ją jako póki co najpiękniejszą książkę autora. Jestem zachwycona.

Moja ocena: 10/10

Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę