Tytuł: Lokatorka Wildfell Hall
Autor: Anne Bronte
Liczba stron: 525
Wydawnictwo: MG
Źródło okładki: http://lubimyczytac.pl
O moich zachwytach dotyczących Charlotte Bronte mogliście już czytać dwukrotnie, konkretnie za sprawą powieści "Jane Eyre. Autobiografia" i "Profesor". Twórczość tej siostry postanowiłam odłożyć chwilowo na bok i zapoznać się z Anne i jej "Lokatorką Wildfell Hall". Jest to powieść do tej pory niewydawana w Polsce, więc wydawnictwo MG wykonało podwójnie dobrą robotę: wydało świetną książkę w jak zawsze rewelacyjnej oprawie. Co sprawiło, że "Lokatorka Wildfell Hall" zachwyca już od pierwszej strony?
Helen Graham, wraz ze swoim synkiem Arthurem pojawia się nagle w Wildfell Hall. Młoda kobieta w żałobie wytwarza wokół siebie aurę tajemniczości: nie zawiera zwyczajowych przyjaźni, niechętnie uczestniczy w sąsiedzkich ploteczkach i unika rozmów o sobie. Niedostępność kobiety przyciąga uwagę jednego z okolicznych mieszkańców - Gilberta. Mężczyzna próbuje się do niej zbliżyć, poznać skrywany sekret. Helen wręcza mu swój dziennik, w którym opisuje minione, bardzo bolesne dni spędzone u boku męża. Arthur Huntingdon początkowo uwielbiał Helen (o czym dowiadujemy się już z lektury jej wspomnień), ale szybko stracił zainteresowanie żoną, zaczął traktować jak zbędny przedmiot, bezlitośnie kpił z niej i szydził. Dodatkowo kobieta musiała znosić jego pijackie wybryki i nieprzyjemności ze strony kochanki Arthura. Kiedy sytuacja staje się nie do zniesienia Helen dojrzewa do decyzji o porzuceniu męża...
"Lokatorka Wildfell Hall" kilkakrotnie porusza problem nierówności pomiędzy kobietami i mężczyznami. Kobiety były traktowane jak gorsze, miały być posłuszne, zajmować się domem, dziećmi, zabawiać damskie towarzystwo podczas przyjęć. Wobec męża powinny być bezkrytyczne, nawet gdy opuszczają je dla hazardu, alkoholu, czy innych kobiet. Ba! To żona powinna przyjąć na siebie winę za zły charakter małżonka.
Arthur Huntingdon jest właśnie takim klasycznym przykładem anty-męża, którego postać była skonstruowana naprawdę świetnie. Cały czas zastanawiałam się, jak autorka będzie dalej kreować jego chatakter, czy postawi na cudowną przemianę, czy do końca będzie trwać przy takim samym obrazie. Arthur to bohater, którym ma się ochotę potrząsnąć i nagadać, że powinien się zmienić. Mężczyzna nic by sobie z tego i tak nie zrobił, bo swoje docinki wobec Helen, brak szacunku i nastawianie syna przeciwko matce uznawał za zabawne.
Zupełnie przeciwstawnym bohaterem okazał się Gilbert, którego uczucia do Helen były szczere, nie okazały się jedynie zauroczeniem, które szybko mija. Jest w nim jeszcze młodzieńcza dusza, skłonna do rozdrażnienia, podejmowania pochopnych decyzji, ale jest to jednak postać, która jest zdecydowana, a w obronie prawdy i sprawiedliwości gotowa do poróżnienia z rodziną.
Bohaterki też dzielą się na te, do których pałamy sympatią i te zdecydowanie negatywne, wśród których pierwsze miejsce zdobyła Eliza. Mściwa, wredna, cieszy się z cudzego nieszczęścia. Wrogo nastawiona do Helen, czyli bohaterki, której bardzo mocno kibicowałam. Helen jest postacią zdeterminowaną, odważną, gotową nawet na biedę, aby tylko wyrwać syna spod złych wpływów ojca. Nie czeka biernie na decyzje losu - bierze go w swoje ręce, co owocuje bardzo ciekawym zakończeniem.
Pani Bronte pisze pięknie, a jej powieść jest dopracowana od pierwszej do ostatniej strony. Akcja toczy się powoli, autorka ujawnia kolejne fakty, których początkowo nie rozumiemy, ale podczas lektury dziennika Helen układają się one w całość i z początkowego niezrozumienia rodzi się współczucie. Dużo jest tutaj wątków obyczajowych, które dają nam pełen obraz tamtych czasów.
Moja pierwsze spotkanie z Anne Bronte było cudowne. Niesamowicie się wciągnęłam i ani obejrzałam, a byłam już za połową. Autorka uczyniła historię Helen i Gilberta wyjątkową i naprawdę wartą zapamiętania przez kolejne pokolenia. Ja osobiście gorąco Wam ją polecam :)
Moja ocena: 9/10
Książkę przeczytałam i zrecenzowałam dzięki
Fakt ten nie wpływa na moją ocenę
To była jedna z moich najdłuższych opinii, dotrwał ktoś z Was do końca? :D
Świetna książka, dużo lepsza od Agnes Grey. Pierwsza jaką przeczytałam autorstwa sióstr. A teraz już się cieszę na myśl, że MG wyda Villette:)
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę :D. A "Agnes Grey" sama sprawdzę, mam nadzieję, że jednak przypadnie mi do gustu :))
UsuńZauważyłam, że dłużej niż piszesz zwykle. Ja jestem na tak - lubię dłuższe teksty, bo wtedy poruszają więcej kwestii :)
OdpowiedzUsuńNie o każdej książce da się pisać długo :). Postaram się jednak zmotywować i pisać dłużej :)
UsuńPo Jane Eyre mam wielką ochotę na dalsze poznanie twórczości sióstr Bronte. Do tej pory Lokatorka Wildfell Hall jakoś mnie średnio interesowała, ale po Twojej recenzji zmieniłam zdanie i przeczytałabym z chęcią:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytaj :)
UsuńJa właśnie zaczęłam "Jane Eyre" i mogę powiedzieć tyle - urzeka od pierwszej strony! Jeśli pozostałe książki sióstr są tak samo niesamowite to chyba się polubię z klasyką :-) "Lokatorka" co prawda trochę przeraża mnie objętością, ale skoro mówisz, że warto..
OdpowiedzUsuńP.S. Naprawdę najdłuższa? :D Jakoś tego nie odczułam... :D
Mała, ja zawsze piszę krótkie :P. Twoją opinię o Jane muszę koniecznie przeczytać :D
UsuńNie słyszałam o autorce, ale po Twojej recenzji jestem ciekawa jej powieści
OdpowiedzUsuńNie słyszałaś?? Koniecznie sprawdź i się przekonaj, że jest naprawdę dobra :)
UsuńPiękna okładka :)
OdpowiedzUsuńOkładki są przecudowne :)
UsuńCzytałam jakoś niedawno, ale dałabym jej max 8/10 ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeden punkt to nie taka duża różnica :)
UsuńNie wiedziałam, że Charlotte ma siostrę pisarkę- też więc muszę poszukać :)
OdpowiedzUsuńZdolnościami jej dorównuje :)
UsuńOpowieśc zapewne ciekawa choć nie do końca w moim klimacie.
OdpowiedzUsuńZa to okładka bardzo dobra pod względem graficznym.
Recenzja jak zwykle interesująca i na wysokim poziomie.
Pozdrawiam
Podsumuję Twoją recenzję tylko jednym jedynym słowem: chcę! ^^
OdpowiedzUsuń