wtorek, 11 września 2012

Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza - recenzja gościnna

Cześć :).
Dzisiaj chcę Wam zaprezentować kolejny post z serii "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Jest to recenzja gościnna Cytryny z bloga http://malinaicytryna.blogspot.com/. Bardzo często odwiedzam tego bloga, gdyż autorki piszą ciekawie, krótko i na temat o kosmetykach. Ponadto prezentują specyfiki, które można dostać w stacjonarnych drogeriach nawet w małych miastach. Malina i Cytryna zgłosiły chęć udziału w mojej akcji, więc zamieszczam dzisiaj recenzję Cytryny, zapraszam do przeczytania :).


"Ania z Zielonego Wzgórza" to powieść, którą po raz pierwszy przeczytałam w dzieciństwie i od razu mnie zachwyciła. Opowiada o losach Ani Shirley - 11 - letniej sieroty. Wskutek pomyłki zostaje ona adoptowana przez dwójkę rodzeństwa - Marylę i Mateusza. Cuthbertowie, a zwłaszcza Maryla nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż chcieli wziąć pod opiekę chłopca. Rodzeństwo postanawia jednak nie odsyłać Ani i od tego momentu zaczynają się jej perypetie. Dziewczynka jest jednak bardzo ambitna, stara się uczyć jak najlepiej, rywalizuje z Gilbertem o pierwsze miejsce w klasie. Zaprzyjaźnia się z Dianą Barry, razem przeżywają radości i smutki, tworzą świat do zabaw. Ania bardzo łatwo zyskuje też sympatię starszych osób, np. Małgorzaty Linde - głównej plotkary Avonlea, z którą początkowo parę razy porządnie się pokłóciła, a także ciotki Diany, której w środku nocy wskoczyła do łóżka.
Ania Shirley jest jedną z moich ulubionych bohaterek książkowych. Jest przesympatyczną dziewczynką, ma wrażliwą duszę, skłonność do wpadania w tarapaty, z których jakoś wychodzi obronną ręką. Gdy czytałam tę książkę jako dziesięcio- lub jedenastolatka to bardzo chciałam mieć taką dozgonną przyjaciółkę jak Ania. Jej przygody z farbowaniem włosów na zielono i upieczenie ciasta z kroplami walerianowymi rozbawiały mnie do łez. Łzy gościły na mojej twarzy również podczas smutnych dla Ani momentów, takich jak śmierć ukochanego Mateusza. Tak było kiedyś. Jak jest dzisiaj, kiedy jestem ponad 2 razy starsza od tytułowej Ani? Nadal lubię tę bohaterkę, kojarzy mi się z miłym czasem dzieciństwa. Czytałam też inne książki z tej serii (polecam również "Anię na uniwersytecie"), jednak największy sentyment mam do "Ani z Zielonego Wzgórza".

Pozdrawiam
cytryna z bloga malinaicytryna.blogspot.com

18 komentarzy:

  1. Moja mama uwielbiała całą serię i mnie też zaraziła miłością do tych książek. Kocham całą serię, a i filmy były całkiem niezłe, choć mocno odbiegały od fabuły książki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. filmów raczej nie oglądałam, wolę książki :)

      Usuń
  2. dziękuję za zamieszczenie recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jak ja Ani nie lubiłam ;) w szkole zniechęcali do czytania to się zniechęciłąm do bohaterki ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fakt, zniechęcenie z dzieciństwa może później zostać na całe życie :). Gdy byłam w podstawówce przeczytałam Cierpienia młodego Wertera, od tamtej pory nawet nie spojrzę na tę książkę :)

      Usuń
  4. Zachwytu nad serią o Ani nie rozumiem, ale recenzja jest świetna. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś czytałam kilkakrotnie serię, ale teraz Ania to raczej dla mnie sentyment, chociaż tak jak Cytryna nadal uwielbiam "Anię na uniwersytecie" :)

      Usuń
  5. Nie przebrnęłam przez Anię w dzieciństwie... nie dałam rady. Nie wiem czemu :)
    Pozdrawiam z www.ksiazka-od-kuchni.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja się zaliczam do fanów Ani :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam wiele lat temu. Może w wolnej chwili odświeżę swą pamięć.;)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw tutaj ślad swojej obecności, z chęcią przeczytam i odpowiem na Twój komentarz :). Coś Ci się nie podoba lub z czymś się nie zgadzasz? Napisz mi o tym. Anonimie, podpisz się