Cześć :).
Dzisiaj chcę Wam zaprezentować kolejny post z serii "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Jest to recenzja gościnna Cytryny z bloga http://malinaicytryna.blogspot.com/. Bardzo często odwiedzam tego bloga, gdyż autorki piszą ciekawie, krótko i na temat o kosmetykach. Ponadto prezentują specyfiki, które można dostać w stacjonarnych drogeriach nawet w małych miastach. Malina i Cytryna zgłosiły chęć udziału w mojej akcji, więc zamieszczam dzisiaj recenzję Cytryny, zapraszam do przeczytania :).
"Ania z Zielonego Wzgórza" to powieść, którą po raz pierwszy przeczytałam w dzieciństwie i od razu mnie zachwyciła. Opowiada o losach Ani Shirley - 11 - letniej sieroty. Wskutek pomyłki zostaje ona adoptowana przez dwójkę rodzeństwa - Marylę i Mateusza. Cuthbertowie, a zwłaszcza Maryla nie są zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż chcieli wziąć pod opiekę chłopca. Rodzeństwo postanawia jednak nie odsyłać Ani i od tego momentu zaczynają się jej perypetie. Dziewczynka jest jednak bardzo ambitna, stara się uczyć jak najlepiej, rywalizuje z Gilbertem o pierwsze miejsce w klasie. Zaprzyjaźnia się z Dianą Barry, razem przeżywają radości i smutki, tworzą świat do zabaw. Ania bardzo łatwo zyskuje też sympatię starszych osób, np. Małgorzaty Linde - głównej plotkary Avonlea, z którą początkowo parę razy porządnie się pokłóciła, a także ciotki Diany, której w środku nocy wskoczyła do łóżka.
Ania Shirley jest jedną z moich ulubionych bohaterek książkowych. Jest przesympatyczną dziewczynką, ma wrażliwą duszę, skłonność do wpadania w tarapaty, z których jakoś wychodzi obronną ręką. Gdy czytałam tę książkę jako dziesięcio- lub jedenastolatka to bardzo chciałam mieć taką dozgonną przyjaciółkę jak Ania. Jej przygody z farbowaniem włosów na zielono i upieczenie ciasta z kroplami walerianowymi rozbawiały mnie do łez. Łzy gościły na mojej twarzy również podczas smutnych dla Ani momentów, takich jak śmierć ukochanego Mateusza. Tak było kiedyś. Jak jest dzisiaj, kiedy jestem ponad 2 razy starsza od tytułowej Ani? Nadal lubię tę bohaterkę, kojarzy mi się z miłym czasem dzieciństwa. Czytałam też inne książki z tej serii (polecam również "Anię na uniwersytecie"), jednak największy sentyment mam do "Ani z Zielonego Wzgórza".
Pozdrawiam
cytryna z bloga malinaicytryna.blogspot.com
Moja mama uwielbiała całą serię i mnie też zaraziła miłością do tych książek. Kocham całą serię, a i filmy były całkiem niezłe, choć mocno odbiegały od fabuły książki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńfilmów raczej nie oglądałam, wolę książki :)
UsuńBardzo lubiłam Anię :)
OdpowiedzUsuńja nadal mam do niej sentyment :)
Usuńdziękuję za zamieszczenie recenzji :)
OdpowiedzUsuń;). Czekam jeszcze na recenzję Maliny :)
Usuńjak ja Ani nie lubiłam ;) w szkole zniechęcali do czytania to się zniechęciłąm do bohaterki ;))
OdpowiedzUsuńfakt, zniechęcenie z dzieciństwa może później zostać na całe życie :). Gdy byłam w podstawówce przeczytałam Cierpienia młodego Wertera, od tamtej pory nawet nie spojrzę na tę książkę :)
UsuńZachwytu nad serią o Ani nie rozumiem, ale recenzja jest świetna. ;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś czytałam kilkakrotnie serię, ale teraz Ania to raczej dla mnie sentyment, chociaż tak jak Cytryna nadal uwielbiam "Anię na uniwersytecie" :)
UsuńNie przebrnęłam przez Anię w dzieciństwie... nie dałam rady. Nie wiem czemu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z www.ksiazka-od-kuchni.blogspot.com ;)
Może teraz się skusisz? :)
Usuńja się zaliczam do fanów Ani :)
OdpowiedzUsuńOj myślę że ma mnóstwo fanów :)
Usuńja uwielbiam Anie!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCała seria ma coś w sobie :)
UsuńCzytałam wiele lat temu. Może w wolnej chwili odświeżę swą pamięć.;)
OdpowiedzUsuńpodziel się później wrażeniami :))
Usuń