Autor: Jacek Inglot
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Liczba stron: 379
Źródło okładki: http://www.strefaksiazki.net/sites/books/158
Macie czasami tak, że jedna powieść zmienia Wasz pogląd na niektóre sprawy? Jeśli nie, zachęcam do przeczytania książki "Wypędzony" Jacka Inglota. Autor specjalizował się do tej pory w fantastyce, więc tym bardziej dziwi napisanie przez niego książki, którą możemy podciągnąć do powieści z nutą historii. Jako mieszkaniec Wrocławia opisał swoje miasto tuż po zakończeniu II wojny światowej. To, co przed wojną było niemieckim Breslau, wkrótce po niej zostało przemianowane na polski Wrocław. Dochodzi do spotkania obu narodów: polskiego i niemieckiego. Polacy nastawiają się głównie na szaber i zajmowanie dobytku, który został im przydzielony przez władze. Niemcy starają się bronić, wskutek czego powstaje Werwolf - konspiracyjna organizacja mająca na celu walkę z napływającymi Polakami. Zadanie wytropienia przywódcy Werwolfu zostaje przyznane Janowi Korzyckiemu - porucznikowi Armii Krajowej uciekającemu przed UB. Korzycki przez cały czas trwania powieści albo prowadzi ideologiczne rozmowy, które moim zdaniem zasługują na wyróżnienie, albo zajmuje się sprawami dotyczącymi ładu i porządku w mieście. Mimo to, powieść nie jest nudna i zdecydowanie świadczy to na jej korzyść.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to na uwagę zasługuje okładka, przedstawiająca młodego, elegancko ubranego mężczyznę na tle miasta. Trochę nie zgadzam się z opisem "Śledztwo w powojennym Wrocławiu" gdyż według mnie przekaz był bardziej ideologiczny niż skoncentrowany na zagadce kryminalnej. Jeśli ktoś z Was liczy na brawurową akcję, trzymające w napięciu tropienie szabrowników i konspiracyjnych organizacji to od razu chcę uprzedzić, że tego w powieści jest bardo mało.
Autor ma u mnie wielkiego plusa za to, że nie poddaje się stereotypom i schematom, nie boi się oskarżeń o brak patriotyzmu. Część z nas może odbierać tę książkę jako użalanie się nad Niemcami, ale z drugiej strony jest to ukazanie dramatu ludzi skrzywdzonych przez historię. Jacek Inglot zmusza nas do zastanowienia się, czy rzeczywiście powinno się wszystkich Niemców rozliczać za wojnę, czy były to osoby obarczone odpowiedzialnością za decyzje swoich władz. Ponadto, wyczuwa się u autora doszlifowanie warsztatu pisarskiego, od razu widać, że nie mamy do czynienia z debiutantem, tylko osobą o wyrobionym stylu.
Sceną, która najbardziej mnie poruszyła była wywózka rodziny Hagenów do Niemiec i reakcja najstarszej członkini rodu. Dla osób, dla których Breslau - Wrocław był małą ojczyzną, miejscem, z którym wiązało się mnóstwo wspomnień wyjazd do Niemiec stanowił spełnienie najgorszych koszmarów. Warto sobie również przytoczyć fakt, że również i nasi rodacy byli przesiedlani we wcześniejszych latach na obce ziemie. W obliczu zmian terytorialnych wszystkie narody zrobiły się równe, każdy musiał coś poświęcić.
Na zakończenie chciałabym przytoczyć fragment, który moim zdaniem najlepiej odwzorowuje przesłanie powieści Jacka Inglota: „Niemcy jako naród są winni wojny i okrucieństw, ale nie jako jego pojedynczy obywatele”