piątek, 10 sierpnia 2012

Lewis Carroll - Alicja w krainie czarów - recenzja gościnna


Cześć :)
Dzisiaj będzie pierwsza recenzja gościnna z cyklu "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Autorką jest IMAURORE :). To właśnie ona jest autorką mojego nagłówka i baneru promującego akcję "Wróć do ukochanej książki z dzieciństwa". Poza tym bardzo czynnie bierze udział w zmianach mojego bloga, jest osobą bardzo sympatyczną i chętnie pomaga takim antytalentom graficznym i plastycznym jak ja :). 

~ Alicja w krainie czarów ~
Lewis Carroll

Powieść Caroll’a opisuje podróż małej, siedmioletniej dziewczynki, Alicji do świata czarów, który za dziecka wyjątkowo mnie fascynował. Wędrówkę Alicji poprzedza zaśnięcie, a jej powrót z bajkowej rzeczywistości następuje przez przebudzenie. Dzięki snu przenosi się do krainy pełnej dziwactw a zarazem i magii.
Na początku dziewczynka spotyka białego królika, trzymającego w łapce zegarek i ubranego w kamizelkę. Biegnąc za nim wpadła do króliczej norki, a po chwili już znajduję się w dziwnym pokoju. Co więcej – będąc w nim doświadczyła magicznej przemiany swojego ciała, a wszystko przez spożycie ciastka i buteleczki z napojem oraz przywieszoną do niej karteczką z napisem ‘ wypij mnie’. Tak, to był przejaw magii. Strasznie jej wtedy zazdrościłam, bo też chciałam być kiedyś malutka jak Dzwoneczek z Piotrusia Pana, czy też ogromna jak Guliwer.
Alicja w swoich przygodach poznaję również uśmiechniętego kota z Cheshire, który znika i pojawia się z nikąd, defakto jest on własnością złej królowej Kier. Mnie on osobiście denerwował, a zwłaszcza wtedy kiedy królowa Kier kazała ścinać głowy, a temu uśmiech z twarzy nie znikał. Sadysta? Nie lubiłam go za dziecka, i teraz też go nie lubię. Paląca gąsienica również nie była lubiana przeze mnie, była niegrzeczna, no i paliła fajkę. I czego uczy on w takiej bajce? Otóż tego, że fajkę mogą palić i zwierzęta, i to na halucynogennym grzybach, ot co! Nie ładnie…
Najbardziej z całego opowiadania polubiłam Kapelusznika jak i całą ‘Obłąkaną Herbatkę’, wraz z Marcowym Zającem. Wciąż uważam, że na  te wszystkie ich bezsensowne pytania można jakkolwiek odpowiedzieć, również bezsensownie, no ale można. Nie wiem czemu Alicja tego nie zrobiła? Przecież była mądra.
Wątek z prosiakiem mnie mega zniesmaczył, no bo jak można nie wiedzieć, że to prosię? Lekka kpina ze strony autora tekstu. Nigdy chyba nie zrozumiem co autor chciał przez to przekazać… No ale cóż…  Pomińmy to.
            Gra w krokieta była dość fajna, zwłaszcza, że do gry wykorzystywano flamingi w roli kijów, oraz jeże jako piłki. Dziwny i nie pojęty przeze mnie jest fakt odnośnie fascynacji ścinania głów przez królową Kier. To co najmniej jest obrzydliwe… Psychiczna ta królowa, oj psychiczna.
            Strasznie dziwna i pokręcona jest ta książka, jednak ma to ‘coś’. Po przeczytaniu jej po latach jestem w mega szoku, gdyż wcześniej kompletnie jej nie rozumiałam. A co więcej uświadomiłam sobie, że postać królika z zegarkiem, to tak naprawdę uosobienie nas samych pędzących za szczęściem. My wciąż dążymy do szczęścia. Niby je mamy… Jesteśmy szczęśliwi na moment… i BUM… Znów za nim pędzimy... Człowiek nigdy nie będzie szczęśliwy. Nie, że nie chcę. On nie potrafi, bo wciąż wali sobie kłody pod nogi. Bezsensu.
Niemniej jednak książka naprawdę uczy podstawowych prawd o życiu i reguł funkcjonowania w społeczeństwie oraz umiejętności doświadczania i zdobywania prawdziwego szczęścia. Jestem pewna, że nauczy jeszcze więcej, kiedy to sięgniemy po nią po latach, a zrozumiemy bowiem, jak ważne przesłanie ma w sobie. A mianowicie chodzi mi również o pozornie prozaicznie czynności, jak nadawanie imion czy nazw. Tutaj czary służą niejako łatwiejszemu przekazaniu tego, co w życiu ważne.
Książkę oceniam 4/5, bo nie sądzę aby była ona odpowiednia dla dzieci… Jest psychopatyczna. Pomieszana. Miesza w głowie. Takie są moje odczucia po ponownym jej przeczytaniu… No ale, każdy ma swoje zdanie na swój temat. W końcu ‘Małego Księcia’ również interpretuje się dwuznacznie. Nie ważne.
Ale jedno zrozumiałam… Teraz już rozumiem czemu sam autor nie lubi tej książki, w końcu odpowiedziałam sobie sama na tą odwieczną zagadkę.

Pozdrawiam,
IMAURORE
imaurore.blogspot.com

4 komentarze:

  1. Ksiązka i fabuła jest mi znana, i pewnie ją w dziecinstwie czytalam mimo, iz tego nie pamietam. Moja ksiazka dziecinstwa jest Ania z Zielonego Wzgórza. Mam nadzieje, ze bede miala jeszcze czas i okazje przeczytac ponownie wszystkie czesci o Ani Shirley :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anię czytałam mnóstwo razy, ale zawsze chętnie do niej wracam :)

      Usuń
  2. Także uwielbiam "Anie z Zielonego Wzgórza" i całą serię, także dziewczyny dołączam do Was. Co do Alicji - pamiętam, ale Ania bije ją na głowę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Choć Alicji wprost nie znoszę to recenzja jest świetna! :D

    OdpowiedzUsuń

Zostaw tutaj ślad swojej obecności, z chęcią przeczytam i odpowiem na Twój komentarz :). Coś Ci się nie podoba lub z czymś się nie zgadzasz? Napisz mi o tym. Anonimie, podpisz się